Środowa sesja na nowojorskich parkietach nie przyniosła rozstrzygnięcia. Po nadzwyczajnie silnym „efekcie stycznia” – który w tym roku oznaczał odrabianie strat po najgorszym grudniu od Wielkiego Kryzysu – wzrosty na amerykańskim rynku akcji wyhamowały.  Środa nie przyniosła w tym względzie rozstrzygnięć. Po wtorkowym spadku S&P500 podniósł się o nic nieznaczące 0,22 proc. Jeszcze słabiej reagował Nasdaq, który zdołał zyskać ledwie 0,08 proc. Lepiej prezentował się Dow Jones, który poszedł w górę o 0,7 proc., a więc o 171 punktów. Silnym wsparciem dla indeksu 30 największych amerykańskich spółek były walory tych podmiotów, które po wtorkowej i przed środową sesję zaraportowały wyniki kwartalne. Rynek najmocniej ucieszył się z nie tak złych jak oczekiwano wyników IBM-a. Akcje dawnego króla komputerów podrożały aż o 8,5 proc. O ponad 5 proc. w górę poszły notowania United Technologies – ten przemysłowy konglomerat pochwalił się wyższym od rynkowego konsensusu zyskiem na akcję oraz przychodami. Ponadto jako jedna z nielicznych spółek podniósł tegoroczne prognozy finansowe. Trzecią podporą Dow Jonesa były akcje Procter & Gamble, które podrożały o 4,9 proc. Także w tym przypadkiem katalizatorem wzrostów były wyniki za czwarty kwartał. P&G była w stanie podnieść ceny swoich produktów, pobiła rynkowy konsensus zysku na akcję i – co najważniejsze – podniosła prognozy na 2019 rok.

W Ameryce wkraczamy w szczytowy sezon publikacji raportów za czwarty kwartał. Do tej pory wyniki pokazało 14 proc. spółek wchodzących w skład indeksu S&P500. W niemal trzech na cztery przypadków zysk na akcję (EPS) był wyższy od mediany prognoz analityków. Rynek spodziewa się, wzrostu EPS-u dla całego indeksu o 14 proc. rdr względem zwyżki o ponad 20 proc. w poprzednich trzech kwartałach. Jednak kolejne kwartały 2019 roku mają być już zdecydowanie słabsze i dynamika EPS-u ma spowolnić do jednocyfrowych wartości.

Amerykański koncern Amazon został uznany przez brytyjską firmę doradczą Brand Finance za dysponujący najbardziej wartościową marką na świecie, wycenianą na 187,9 mld dolarów. Na podium znalazły się też Apple i Google. Raport został zaprezentowany podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Analitycy wyróżnili w sumie 500 marek. Na kolejnych miejscach zestawienia znalazły się m.in.: notujący najszybszy w pierwszej dziesiątce wzrost rok do roku Microsoft (4., 119,6 mld dolarów), Samsung (5., 91,3 mld dolarów), AT&T (6., 87 mld dolarów) i Facebook (7., 83,2 mld dolarów). Z czołówki wypadł jednocześnie amerykański gigant handlowy Walmart (spadek z 9. na 11.; 67,8 mld dolarów). W tegorocznym rankingu nie znalazły się żadne marki z Polski lub Europy Środkowo-Wschodniej.

Wiara w zbliżający się koniec reżimu Nicolasa Maduro wywołała popyt na obligacje Wenezueli. Doniesienia o masowych protestach oraz uznaniu przez kilka państw, przede wszystkim USA, Juana Guaido, szefa opozycji i przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego, za tymczasowego prezydenta, ożywiły handel obligacjami Wenezueli. Inwestorzy stawiają na to, że ewentualne nowe władze wyciągną gospodarkę z zapaści spowodowanej przez lata rządów socjalistów. Jest także przekonanie o rosnącej szansie na porozumienie w sprawie restrukturyzacji długu Wenezueli, który był handlowany poniżej 30 centów za dolara. Benchmarkowe obligacje z terminem wykupu w 2027 roku handlowane były w listopadzie po 23 centy za dolara.

Prezes Airbusa straszy, że w przypadku „twardego brexitu” spółka może być zmuszona do przeniesienia przyszłych inwestycji z Wielkiej Brytanii. – Jeśli nie będzie brexitu z umową będziemy musieli w Airbusie podjąć potencjalnie szkodliwe dla Wielkiej Brytanii decyzje – ogłosił prezes koncernu lotniczego Tom Enders. – Proszę, nie słuchajcie szalonych zwolenników brexitu, którzy zakładają, że skoro mamy tam duże zakłady to nie wyjdziemy z tego kraju i zawsze tam będziemy. Mylą się – dodał. Wypowiedź Endersa pojawiła się na nagraniu wideo, które opublikowała spółka. To najmocniejszy jak dotąd sygnał od władz koncernu ostrzegający przed skutkami „twardego brexitu”. Airbus zatrudnia bezpośrednio 60 tys. osób. W  angielskich fabrykach ma ok. 10 tys. pracowników. W Broughton produkowane są skrzydła dla całej rodziny samolotów Airbusa wraz z poszyciami skrzydeł oraz ich wyposażeniem, obiekt w Filton zajmuje się pracami badawczo-rozwojowymi i testami oraz produkcją komponentów do skrzydeł A400M.

Carlos Ghosn zrezygnował ze stanowisk prezesa i szefa rady dyrektorów Renault, największego francuskiego koncernu motoryzacyjnego. O rezygnacji Ghosna poinformował francuski minister finansów Bruno Le Maire. Państwo jest największym akcjonariuszem Renault. Ghosn, sławny i ceniony przez dekady menedżer przebywa obecnie w areszcie w Tokio gdzie oczekuje na rozprawę dotyczącą sprzeniewierzenia pieniędzy japońskiej spółki Nissan Motor, której był szefem. Renault ma ok. 44 proc. akcji Nissana i tworzy z nim oraz Mitsubishi największy alians motoryzacyjny na świecie. Ghosn został aresztowany w listopadzie ubiegłego roku. Nissan niemal od razu zwolnił go ze stanowiska. Renault zwlekał z decyzją.

Chicagowski miliarder Ken Griffin dogadał się w sprawie kupna najdroższej nieruchomości mieszkaniowej sprzedawanej kiedykolwiek w USA. Twórca i szef funduszu hedgingowego Citadel wyda ok. 238 mln dolarów za olbrzymi penthouse (24 tys. stóp kwadratowych) z widokiem na nowojorski Central Park. To największa z serii transakcji na rynku nieruchomości przeprowadzonych w ostatnim czasie przez Griffina. Łącznie wydał na nie 700 mln dolarów. Najbogatszy czlowiek w Illinois (wg Forbesa $8.7 mld)  kupił już najbogatsze domy w Chicago, Miami i Nowym Jorku. W Wietrznym Mieście rok temu nabył cztery piętra apartamentowca usytuowanego przy 9 W.Walton St., za które zapłacił $58,8 mln. Za ponad 200 mln funtów kupił ziemię w Palm Beach na Florydzie, na której planuje budowę domu. W ub. roku Griffin Premium RE.. N.V., za pośrednictwem podmiotów kontrolowanych, kupił 100 proc. udziałów w spółce Chmielna Inwestycje KREH2, do której należy warszawski biurowiec Warta Tower, tzw. biurowiec Kulczyka. Wartość transakcji wynosiła ok. 55 milionów euro.

Real Madryt powrócił na pierwsze miejsce listy najbogatszych klubów piłkarskich świata. Hiszpański klub już po raz 12 znalazł się na szczycie zestawienia opracowanego przez Deloitte. Zwycięzca ostatniej edycji Ligi Mistrzów osiągnął w sezonie 2017-2018 rekordowe przychody 665,2 mln funtów, co pozwoliło mu zdetronizować Manchester United (590 mln funtów), który spadł na trzecią pozycję. Drugą zajmuje Barcelona (611,6 mln funtów), a w pierwszej piątce znalazły się jeszcze Bayern Monachium (557,4 mln funtów) i Manchester City (503,5 mln funtów), które utrzymały pozycje z ostatnich dwóch lat.

Opracował: Sławek Sobczak