Wall Street na czerwono
Ostatnie minuty wtorkowej sesji na nowojorskich parkietach przyniosły spadki giełdowych indeksów. Winą obarczano taniejące akcje telekomów. Lecz w tle cały czas tli się lęk przed inflacją. Wtorkowa sesja za Atlantykiem rozpoczęła się od niewielkich wzrostów. Następnie osłabł indeks Później Dow Jones, ale na rynku generalnie niewiele się działo. Zmienność pojawiła się dopiero w ostatnim kwadransie notowań, który przyniósł wyraźne, lecz niezbyt głębokie spadki. DJIA zakończył wtorkową sesję utratą 0,78 proc., ale utrzymał się powyżej 34 000 punktów. S&P500 poszedł w dół o 0,85 proc., finiszując z wynikiem 4 127,83 pkt. Nasdaq zniżkował o 0,56 proc., schodząc do 13 303,64 pkt. W giełdowych komentarzach „winę” za wtorkowe spadku zrzucono na karb taniejących akcji spółek telekomunikacyjnych. I faktycznie przecenione o 5,8 proc. papiery AT&T były największym obciążeniem dla indeksu S&P500. Dawny telekomunikacyjny monopolista zapowiedział zmniejszenie stopy wypłaty dywidendy, aby sfinansować umowę przejęcia udziałów w medialnym koncernie Discovery.
Wcześniej rynek z mieszanymi uczuciami przyjął wyniki dużych sieci handlowych. Akcje Wal-Martu podrożały o 2,2 proc. po tym, jak detaliczny gigant podniósł całoroczną prognozę zysków. Ale już walory Home Depot zniżkowały niespełna 1 proc. z powodu braku przekonujących perspektyw wynikowych. – Wiele mówi się o presji inflacyjnej i tego, w jakim stopniu jest ona przejściowa, a w jakim zostanie z nami na dłużej. W przypadku sieci handlowych dochodzą kwestie wąskich gardeł w łańcuchach dostaw, co zwiększa presję na ceny. Jednakże te problemy wydają się być przejściowe w swej naturze, ponieważ większość sieci będzie w stanie przerzucić wyższe koszty na klientów – skomentował Jordan Kahn, główny zarządzający w ACM Funds.
Od kilku dni na Wall Street jest sporo nerwowości w sprawie inflacji. Po kwietniowym odczycie inflacji CPI, która wzrosła do sensacyjnie wysokich 4,2 proc. rocznie, część inwestorów martwi się, że może nas czekać powtórka scenariusza z lat 70-tych. Wtedy to uporczywie wysokiej inflacji towarzyszył słaby wzrost gospodarczy, co przełożyło się na fatalną dla akcji dekadę, podczas której posiadacze akcji w ujęciu realnym ponieśli straty. Teraz jednak wciąż dominuje narracja, że obecna inflacja jest „przejściowa” – tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele Rezerwy Federalnej. Warto też dodać, że przynajmniej na razie lęki inflacyjne nie zadomowiły się na rynku długu. Rentowność amerykańskich 10-letnich obligacji skarbowych od początku kwietnia utrzymuje się w przedziale 1,5-1,7 proc. – a więc bardzo nisko jak na obecne odczyty inflacji CPI. Z drugiej jednak strony oczekiwania inflacyjne inwestorów implikowane z różnicy pomiędzy rentownościami obligacji o stałym kuponie oraz indeksowanych wskaźnikiem CPI znajdują się na najwyższych poziomach od 2008 roku.
Słaby dolar
Środa przynosi mieszane wskazania wokół dolara, po tym jak wczoraj Wall Street zaliczyła mocniejszą korektę, a rentowności obligacji utrzymały wcześniejsze poziomy po obserwowanym w poniedziałek podbiciu. Niemniej przeważa podejście, że amerykańska waluta pozostanie słaba, gdyż Fed nie będzie tym bankiem centralnym, który będzie szybko reagował na obawy związane z inflacją, a te za chwilę staną się dominującym wątkiem na rynkach. Inwestorzy liczą, że dzisiaj utwierdzą ich w tym zapiski z ostatniego posiedzenia Fed, chociaż jest to złudne ze względu na fakt, że problematyczne dane CPI zostały opublikowane później. Stąd też spadki dolara mogą być już tylko selektywne (większy popyt utrzyma się na walutach, których banki centralne mogą przybrać bardziej “jastrzębi” ton), a w sytuacji, kiedy risk-off na innych rynkach będzie coraz bardziej widoczny, to wpłynie to też na ponowną ucieczkę w stronę dolara (amerykańska waluta zacznie wyraźniej odbijać na szerokim rynku). Dziś rano w Polsce kurs dolara wynosił 3,7045 zł po tym, jak wcześniej zszedł nawet do 3,6910 zł – czyli najniższego poziomu od blisko trzech miesięcy.
Bitcoin potaniał o 20 procent
Kurs bitcoina spadł w środę poniżej poziomu z 8 lutego kiedy Tesla ogłosiła, że zainwestuje w kryptowalutę i będzie przyjmowała w niej płatności. Obecnie kurs bitcoina spada według Coindesk o 20,5 proc. do 37313,03 dolarów. W połowie kwietnia osiągnął historyczne maksimum zbliżając się do 65 tys. USD.
Badanie przeprowadzone przez Bank of America wśród menedżerów funduszy dotyczące najpopularniejszych transakcji na świecie pokazało, że największy tłok panuje przy grze na wzrost kursu bitcoina. W badaniu uczestniczyło 194 menedżerów funduszy zarządzających łącznie 592 mld dolarów. Na „long bitcoin” wskazało najwięcej, aż 27 proc. Bank of America zwraca uwagę, że miano najbardziej „zatłoczonej” transakcji zwykle towarzyszy aktywom osiągającym właśnie szczytową wycenę. W minionych latach dotyczyło to m.in. spółek nowych technologii (wrzesień 2020 roku i wrzesień 2018 roku), obligacji USA (marzec 2020), dolara (styczeń 2017 i luty 2015). W przypadku kryptowalut, a szczególnie bitcoina, taka zależność nie potwierdziła się jednak np. w styczniu tego roku, kiedy zakup był najbardziej „zatłoczoną” transakcją, a mimo to kurs rósł nadal.