
Urawniłowka po chińsku
Ogłoszenie przez Pekin nowych obostrzeń ograniczających dynamicznie rozwijającą się branżę korepetycji skończyło się trzydniowymi spadkami na chińskim rynku finansowym. W tym czasie z rynku „wyparowało” prawie 800 miliardów dolarów. Poważne straty wywołała szokująca decyzja o zakazie osiągania zysków, pozyskiwania kapitału zagranicznego i reklamowania się dynamicznie rozwijającej się branży prywatnych korepetycji. Ten bezprecedensowy krok ma pomóc między innymi wyrównać szanse edukacyjne i ograniczyć ryzyko.
Chińskie władze od dawna starają się łagodzić wstrząsy na krajowym rynku finansowym, choć w ostatnich latach ich starania przyniosły niejednoznaczne rezultaty. Podjęte niedawno starania niestety odbiły się niekorzystnie na wycenie firm korepetytorskich notowanych na giełdzie w USA, co rykoszetem uderzyło w prawie każdy segment chińskiego rynku kapitałowego. W związku z turbulencjami na rynku finansowym organ nadzoru papierów wartościowych zaprosił do siebie w środę wieczorem dyrektorów głównych banków inwestycyjnych. Pospiesznie zaaranżowaną rozmowę, w której wzięli udział między innymi przedstawiciele Goldman Sachs Group i UBS Group, poprowadził wiceprzewodniczący Chińskiej Komisji Regulacji Papierów Wartościowych Fang Xinghai. Na spotkaniu podjęto próbę wypracowania narzędzi, które pomogłyby złagodzić obawy rynku dotyczących obostrzeń, jakie Pekin wystosował wobec prywatnej branży edukacyjnej. To bardzo mocny sygnał płynący od chińskich władz zaniepokojonych gwałtownością ostatniej wyprzedaży, która postawiła kluczowe indeksy giełdowe na skraju bessy.
Oficjalna chińska agencja informacyjna Xinhua poinformowała w artykule opublikowanym w środę wieczorem, że zaostrzenie polityki regulującej działalność platform internetowych i korepetycji pozaszkolnych ma na celu raczej ochronę bezpieczeństwa danych online, a nie całkowite ograniczenie tych branż. Po spotkaniu bankowców z regulatorem do publicznej wiadomości podano, że działania podjęte wobec sektora prywatnej edukacji nie odbiją się negatywnie na firmach z innych branż. Xinhua podała również, że państwowy regulator wspiera firmy, które poszukują zagranicznych inwestorów, a chińskie firmy nadal będą mogły debiutować na giełdzie w USA.

Rekordowe wzrosty PKB w Europie jednak nie ekscytują
Dane o wzroście PKB w wybranych państwach UE mogą przyprawić o zawrót głowy obserwatorów, którzy zapomną, że punktem odniesienia był fatalny II kwartał 2020 r. W II kwartale 2021 r. dynamika PKB w UE wyniosła 13,2 proc., zaś w samej strefie euro 13,7 proc. Wyniki te były zgodne z oczekiwaniami analityków. Gdyby tego typu wzrosty europejska gospodarka wypracowała w „zwykłych” warunkach, to mielibyśmy do czynienia z istną euforią wśród komentatorów. Niczego takiego jednak nie będzie, ponieważ roczne dynamiki PKB padły ofiarą “efektu niskiej bazy” – odwołują się bowiem do stanu sprzed 12 miesięcy, kiedy w pełni objawiły się negatywne skutki pandemii.
Wśród państw, dla których dane przedstawił w piątek Eurostat, nie ma Polski. Raport Głównego Urzędu Statystycznego na temat PKB naszego kraju w II kwartale 2021 r. poznamy dopiero 13 sierpnia. Jak łatwo się domyślić, najwyższa roczną dynamiką PKB w stawce mogą pochwalić się kraje, które najmocniej ucierpiały w wyniku pandemii – mowa o Francji (18,7 proc.) i Hiszpanii (19,8 proc.). Znacznie niższe wyniki odnotowano w naszym sąsiedztwie: w Czechach (7,8 proc.), na Litwie (8,6 proc.) czy w Niemczech (9,2 proc.). Znacznie ważniejsza od rocznej dynamiki – choć i znacznie mniej „efektowna” – jest dynamika kwartalna opisująca wzrost PKB względem I kwartału 2021 r. W takim ujęciu PKB UE wzrósł o 1,9 proc., zaś strefy euro o 2 proc. (wobec oczekiwanych 1,5 proc.). Co istotne, we wszystkich badanych krajach odnotowano wyniki dodatnie, przez co nie możemy mówić tam o recesji. W ujęciu kwartalnym najszybciej urosła Portugalia (4,9 proc.) i Austria (4,3 proc.), najwolniej zaś Litwa (0,4 proc.) oraz Czechy (0,6 proc.).

Bitcoin w górę dzięki Amazonowi
Amazon poszukuje specjalistów od cyfrowych waluty i liderów produktów blockchain. To wystarczyło, aby wzbudzić falę wszelkiego rodzaju spekulacji na temat ambicji koncernu związanych z możliwością wejścia na rynek kryptowalut. Opublikowane w zeszłym tygodniu online ogłoszenie o pracę dla fachowca od cyberwalut do tego stopnia zelektryzowało rynki, że wartość bitcoina wzrosła do około 40 000 dolarów, a udziały Amazona na nowojorskiej giełdzie zyskały około 1 proc. Powołując się na informatora z wewnątrz firmy, brytyjski portal finansowy City AM poinformował, że Amazon planuje zacząć przyjmować płatności bitcoinem do końca bieżącego roku, a w 2022 roku chce wprowadzić własną kryptowalutę. Koncern zaprzeczył jednak tym informacjom.
Firma już wcześniej potwierdziła swoje zainteresowanie cyfrowymi tokenami popularnymi wśród młodszych i obeznanych z technologią kupujących. Amazon obecnie nie pozwala klientom płacić kryptowalutami. Ale AWS, czyli Amazon Web Services, należąca do firmy grupa zajmująca się przetwarzaniem w chmurze, tworząca oprogramowanie oraz inne produkty technologiczne dla podmiotów zewnętrznych, od dłuższego czasu sprzedaje produkt tworzące infrastrukturę technologii blockchain. Kilka lat temu obecny dyrektor generalny Amazona Andy Jassy powiedział, że firma uważnie obserwuje rozwój technologii blockchain, ale odnosi się do niej sceptycznie.
