NFP coraz bliżej miliona

Kluczowym wydarzeniem piątkowej  sesji była publikacja raportu z rynku pracy w USA. Pomimo iż inwestorzy właściwie od początku tygodnia czekali na dane ze Stanów Zjednoczonych, tak zmienność na rynku akcji jest ograniczona, jak na tej rangi wydarzenie. Poziom zatrudnienia w minionym miesiącu wzrósł o 943 tys. przy oczekiwaniach zakładających wzrost o 900 tys, natomiast stopa bezrobocia spadła z poziomu 5,9 do 5,4 proc. Dane wskazują więc na wyraźną poprawę na rynku pracy, co może wywierać presję na Fed i zapowiadać normalizację polityki monetarnej. Dobre dane zwiększają prawdopodobieństwo tzw. taperingu, czyli ograniczenia programu skupu aktywów na najbliższym posiedzeniu, już we wrześniu. Taki scenariusz jest wspierany przez ostatnie wypowiedzi członków FOMC. Na razie jednak sytuacja ta nie przekłada się na cofnięcie na głównych indeksach giełdowych, wręcz przeciwnie.

Dane Departamentu Pracy USA nie są może rewelacyjne, ale są dobre. NFP na poziomie 943 tys. wobec 900 tys. to już coraz bliżej okrągłej bariery 1 mln etatów, a sytuację poprawia też rewizja czerwcowych danych w górę do 938 tys. z 850 tys. W efekcie mamy dwa miesiące z rzędu z figurami bliskimi 1 mln, co dla takich osób jak Christopher Waller z FED byłoby wystarczającą argumentacją za tym, aby we wrześniu zadecydować o tzw. taperingu, czyli ograniczeniu skupu aktywów. Dane dają, zatem perspektywę coraz bardziej ożywionej dyskusji wokół timingu dla tej decyzji. Zwiększają też znaczenie zaplanowanego na ostatnią dekadę sierpnia sympozjum bankierów centralnych w Jackson Hole, oraz znaczenie wypowiedzi członków FED mających w tym roku prawo głosu w FOMC. W najbliższy poniedziałek mamy zaplanowane wystąpienia Bostica i Barkina, a we wtorek Evansa – jeżeli ktoś z nich wybrzmi bardziej “jastrzębio”, niż wcześniej, to będzie to paliwem dla dolara. Poza tym nie możliwe są wypowiedzi przedstawicieli FED w mediach, ale i też polityków, którzy mogą odnosić się do listu senatora Manchina, jaki został przez niego wysłany do szefa FED, Jerome Powella.

Mocny raport z amerykańskiego rynku pracy zasiał konsternację na rynkach finansowych. „Zgodnie z podręcznikiem” zareagowały rynek długu, rynek walutowy oraz złoto. Inwestorzy z Wall Street nie mogli się jednak zdecydować, co z tym fantem zrobić. Lipcowe „payrollsy” okazały się być jednoznacznie lepsze od oczekiwań większości ekonomistów. Przybyło prawie milion nowych etatów (i ponad milion pracujących), mocno spadła stopa bezrobocia oraz nieco szybciej od prognoz wzrosło przeciętne wynagrodzenie. Gospodarka dodała najwięcej miejsc pracy od prawie roku, a stopa bezrobocia spadła najniżej od początku pandemii. Nie widać zatem oznak, aby zakażenia wariantem delta koronawirusa wpływały na sytuację gospodarczą. Rynek akcji zareagował wzrostem notowań spółek cyklicznych, które będą poprawiać wyniki wraz polepszającą się koniunkturą. Wzrost prawdopodobieństwa szybszego rozpoczęcia przez Fed redukowania zakupów obligacji i podwyższania stóp procentowych spowodował wzrost rentowności obligacji skarbowych i umocnienie dolara. Staniało wyraźnie złoto.

Teoretycznie to dobra wiadomość. To znak, że najważniejsza część amerykańskiej gospodarki – czyli rynek pracy napędzający popyt konsumpcyjny – dość sprawnie odradza się po lockdownowym załamaniu z wiosny 2020. A do tego mamy szybko rosnące płace napędzające jednak inflację CPI. Taka mieszanka może oznaczać koniec wymówek dla Rezerwy Federalnej: trzeba wreszcie porzucić politykę zerowych stóp procentowych i programy skupu aktywów (QE). Tak przynajmniej zdawała się mówić reakcja większości rynków finansowych. W oczekiwaniu na wyższe stopy procentowe w USA umocnił się dolar.. Spadały ceny obligacji skarbowych – rentowność papierów 10-letnich podniosła się o ok. 8 pb. Ale na rynku akcji reakcje były mieszane. Zyskiwały spółki cykliczne w tym zwłaszcza z sektora finansowego. Dla nich mocny rynek pracy to jednoznacznie dobra wiadomość. Ale już spółki technologiczne bardzo wrażliwe na zmiany stóp procentowych zachowywały się wyraźnie słabiej.

I to było widoczne w zachowaniu głównych indeksów. Średnia przemysłowa Dow Jonesa po zwyżce o 0,41 proc. dotarła na wysokość 35 208,51 pkt., w trakcie dnia ustanawiając nowy nominalny rekord wszech czasów.  Zresztą podobnie jak S&P500, który zyskał skromne 0,17 proc., ale to wystarczyło do poprawienia niedawnych szczytów.  Pod kreską znalazł się za to Nasdaq Composite, który stracił 0,40 proc. Przez tydzień Dow Jones zyskał 0,8 proc., a Nasdaq 0,9 proc. Pomimo spadku w piątek Nasdaq wzrósł przez tydzień o 1,1 proc. – Chociaż niepewność co do polityki pieniężnej banków może wywołać mocne ataki zmienności na rynkach, to uważamy, że ruch Fed w kierunku taperingu raczej nie spowoduje odwrócenia trendu zwyżkowego – wskazał w raporcie Mark Haefele, dyrektor inwestycyjny ds. globalnego zarządzania aktywami w UBS Group.

 

Rekordowe aktywa rezerwowe NBP

Wartość oficjalnych rezerw walutowych Polski mierzona w euro jest najwyższa w historii. To efekt m.in. napływu środków z Unii Europejskiej oraz wysokiej nadwyżki handlowej. Na koniec lipca NBP dysponował aktywami rezerwowymi o rekordowej wartości 136,9 mld euro – podał bank centralny. To o niemal 3 mld euro więcej niż miesiąc wcześniej i o ponad 20 mld euro więcej niż przed rokiem. Zdecydowaną większość zasobów, wycenianą na 124 mld euro, stanowiły rezerwy walutowe. Za pozostałą część odpowiadały: złoto (ponad 11 mld euro) oraz SDR-y i transza rozrachunkowa w MFW (łącznie przeszło 1,5 mld euro). Aktywa rezerwowe wzmacniają wiarygodność finansową państwa, obniżają koszty zaciągania nowych długów i ograniczają ryzyko gwałtownego odpływu kapitału. W razie pojawienia się zagrożenia dla własnej waluty władze mogą wysłać w bój “armię walutową” i próbować powstrzymać spadek wartości krajowego środka płatniczego. Budowaniu rezerw sprzyja napływ środków z zagranicy, m.in. funduszy unijnych oraz inwestycji zagranicznych czy nadwyżka handlowa.

Z danych NBP wynika, że w 2019 r. w polskich rezerwach walutowych dominowały aktywa dolarowe – stanowiły 51 proc. Na dalszych miejscach znalazły się euro (20 proc.), funt (12 proc.), dolar australijski (8 proc.), korony norweskie (6 proc.) i dolary nowozelandzkie (3 proc.). Z szacunków Bankier.pl wynika, że w lipcu rezerwy złota NBP zmniejszyły się o ok. 40 tys. uncji (czyli nieco ponad 1,2 t) do niespełna 230 ton. W poprzednich dwóch miesiącach polski bank centralny dokonywał drobnych zakupów, nabywając łącznie ok. 3 tony “królewskiego metalu”.