Giełdy nieczułe na doniesienia z Azji
Dow Jones i S&P500 odrobiły początkowe straty, poprawiając przy tym historyczne rekordy. Wcześniej na rynkach dominował negatywny sentyment napędzany wieściami z Chin i Afganistanu. Podczas weekendu Amerykanie zaznajomili się z doniesieniami z Kabulu, które do złudzenia przypominały obrazki z Wietnamu sprzed niemal pół wieku. O ile sytuacja w Afganistanie nie ma większego przełożenia na stan gospodarki i rynków finansowych, to nastrojów z pewnością nie poprawiała. Zdecydowanie większe znaczenie miała paczka danych makroekonomicznych z Chin. Wszystkie opublikowane w poniedziałek wskaźniki za lipiec okazały się słabsze niż w czerwcu oraz gorsze od oczekiwań analityków, co sygnalizuje wyczerpywanie się chińskiego impulsu kredytowego.
Nie dziwiło więc, że poniedziałkowa sesja na Wall Street rozpoczęła się od umiarkowanych spadków. Ale później do gry weszli tzw. łowcy okazji, którzy w ostatnich latach traktują nawet najmniejsze spadki jako okazję do kupowania akcji. Nowojorskie indeksy wkrótce zaczęły odrabiać początkowe straty i powolny ruch w górę był kontynuowany do końca dnia. Ostatecznie S&P500 zdołał zyskać 0,26 proc. i z wynikiem 4 479,71 pkt. ustanowił kolejny już w tym roku rekordowy kurs zamknięcia. Napędzany rekordowo szybką poprawą wyników spółek S&P500 notowany jest już o ponad 19 proc. wyżej niż na początku roku. Rzutem na taśmę nowy szczyt ustanowiła także średnia przemysłowa Dow Jonesa, która finiszowała ze zwyżką o 0,31 proc. i z wynikiem 35 625,40 pkt. Nieco słabiej wypadł Nasdaq, który straciwszy 0,20 proc. zszedł do poziomu 14 793,76 pkt. – Masz rynek, który przez dłuższy czas szedł prosto w górę, więc ma ochotę na przerwę i realizację zysków. Uważam, że temat Afganistanu dostarczył rynkowi pretekstu – powiedział Dennis Dick z Bright Trading cytowany przez Reutersa. Wśród poszczególnych spółek uwagę zwróciły walory Tesli, przecenione w poniedziałek o ponad 4 proc. To pokłosie decyzji amerykańskich władz, które uruchomiły formalne śledztwo w sprawie systemu autopilota po serii wypadków z jego udziałem.
Raport walutowy
Rynki walutowe mają trudności z trzymaniem się kluczowych tematów, czy to normalizacji polityki monetarnej, czy też wyraźniejszego przesunięcia w stronę handlu odrzucającego ryzyko, uważają analitycy ING. Przy dość zrównoważonym pozycjonowaniu kursy walut powinny ich zdaniem przesuwać się w konsolidacjach. Rynki walutowe z trudem radzą sobie z nowymi tematami. Jednym z nich jest normalizacja polityki monetarnej Rezerwy Federalnej (Fed) i bardziej publiczna dyskusja na temat rozpoczęcia ograniczania wydatków przez bank centralny, która ma się odbyć jeszcze w tym miesiącu w Jackson Hole. Mocne raporty o zatrudnieniu w USA zdawały się trzymać ten temat na wodzy, jednak piątkowe bardzo słabe dane o zaufaniu amerykańskich konsumentów w sierpniu i wzrost liczby zachorowań na koronawirusa w USA zaczynają zaburzać konsensus. Spekulanci zwiększają ostatnio długie pozycje w dolarze. Podczas gdy długie pozycje dolarowe są dość mocno rozciągnięte w stosunku do AUD i JPY, są one dość zrównoważone w stosunku do większości innych walut. Sprzyja to kontynuacji handlu w szerokim zakresie, a inwestorzy koncentrują się na lokalnych wydarzeniach na całym świecie.
Wtorkowy poranek przyniósł w Polsce ponowne osłabienie złotego względem euro. Na uwagę zasługuje siła franka szwajcarskiego, w efekcie czego kurs franka na polskim rynku zbliża się do najwyższych poziomów w tym roku. Po marcu 2020 złoty pozostaje słaby. Najnowsza fala deprecjacji polskiej waluty trwa od początku czerwca. Natomiast od miesiąca kurs euro utrzymuje się w przedziale 4,50-4,60 zł, a więc tylko nieznacznie poniżej covidowych szczytów z marca ’20 (4,6323 zł), października ’20 (4,6439 zł) oraz marca ’21 (4,6734 zł). W latach 2005-19 wyższe notowania euro widzieliśmy tylko w szczycie paniki w trakcie kryzysu finansowego zimą 2009 roku.
Przed południem kurs euro rósł o prawie grosz, osiągając wartość 4,5652 zł. To pierwszy ruch w górę po trzech spadkowych sesjach z rzędu. Wciąż jednak znajdujemy się niebezpiecznie blisko linii 4,60 zł, której przełamanie na gruncie analizy technicznej otwierałoby drogę ku covidowym szczytom. Jeszcze bliżej newralgicznych wartości znalazła się para euro-frank. We wtorek rano kurs EUR/CHF zjechał w pobliże 1,07 franka za jedno euro. Zejście poniżej tego poziomu oznaczałoby franka najmocniejszego od listopada. Skutki już widoczne są na polskim rynku, gdzie helwecka waluta drożałą o 1,5 grosza i była dziś wyceniana na 4,2552 zł, a więc o nieco ponad grosz poniżej wielomiesięcznego rekordu z końcówki lipca (4,2669 zł).
Za dolara amerykańskiego trzeba było zapłacić 3,8786 zł, a więc o 0,8 grosza więcej niż w poniedziałek wieczorem. Funt brytyjski zyskiwał pół grosza, osiągając cenę 5,3543 zł.