Rekordów na giełdzie nie ma, spada liczba wniosków o kredyty hipoteczne

Dzień po osiągnięciu po raz piąty rekordowej wartości i wspięciu się 100 proc. powyżej najniższego zamknięcia od 2020 roku, S&P500 stracił we wtorek 0,7 proc., najwięcej od miesiąca. Dow Jones, który także osiągnął historyczne maksimum w poniedziałek, kończył wtorkową sesję zniżką o 0,8 proc. Nasdaq stracił 0,9 proc. Chęć realizacji zysków po serii wzrostów indeksów NYSE widać było już w poniedziałek, ale spadkom zapobiegło pojawienie się popytu na przeceniane akcje. We wtorek ten scenariusz się nie powtórzył. Nastroje popsuła publikacja gorszych niż oczekiwano danych o sprzedaży detalicznej w USA w lipcu. Dobre dane o produkcji przemysłowej nie zmieniły sytuacji. Tak samo jak uspokajające doniesienia z Afganistanu. Na rynku obligacji nie było dużych zmian, ale umacniał się dolar.

Na barkach amerykańskiego konsumenta stoi duża część światowej gospodarki – od  producentów z USA, po ich dostawców z całego świata. Dlatego dane o sprzedaży detalicznej w Stanach Zjednoczonych przyciągają dużą uwagę. W lipcu sprzedaż wyraźnie rozczarowała i od razu zaczęły pojawiać się pytania, czy to przypadkiem nie jest znów efekt obaw o koronawirusa i jego odmiany Delta, która szybko rozprzestrzenia się w tym kraju. Ale wiele wskazuje, że nie – to raczej efekt przesunięcia konsumpcji w kierunku usług. Widać to po wysokim wzroście odwiedzalności restauracji, jedynej branży usługowej uwzględnionej w danych o sprzedaży detalicznej. Życie kulinarne w USA wróciło już całkowicie do przedkryzysowej normy.

Liczba wniosków o kredyty hipoteczne w USA, szczególnie w przypadku refinansowania, spadła w ubiegłym tygodniu o 3,9 proc. To efekt wzrostu oprocentowania powyżej 3 proc., pisze Reuters. Amerykańskie Stowarzyszenie Bankowców Hipotecznych (MBA) podało w środę, że średnie oprocentowanie 30-letnich kredytów hipotecznych wzrosło w tygodniu zakończonym 13 sierpnia z 2,99 do 3,06 proc.

 

W USA rynki żyły danymi makro.

W przypadku gdy dane inflacyjne i te z rynku pracy są już za nami, tym razem do pierwszego szeregu weszły te dotyczące sprzedaży detalicznej. Sektor ten rozpoczął trzeci kwartał od gwałtownego spadku. Produkcja przemysłowa pokazała jednak siłę. Pomimo skoku awersji do ryzyka (co było zobrazowane spadającymi indeksami giełdowymi), bezpieczne waluty (jen i frank) nie odnotowały wczoraj szczególnej aprecjacji. Sprzedaż detaliczna w Stanach Zjednoczonych w lipcu spadła o 1,1 proc w stosunku do poprzedniego miesiąca wg doniesień Departamentu Handlu USA. Oczekiwania analityków oscylowały na poziomie -0,3 proc. Wszystko wskazuje na to, że wariant Delta wpływa na decyzje konsumentów w największej gospodarce świata. Wynik zaskoczył rynek. Dane czerwcowe zostały zrewidowano w górę z 0,6 proc. do 0,7 proc. Jeśli pominiemy sprzedaż samochodów i benzyny, sprzedaż spadła o 0,4 proc. Słaby wynik może wynikać z obaw przed nowym wirusem ale również to efekt wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych. Przypomnijmy, że inflacja w lipcu pokazała wynik 5,4 proc., co oznacza najwyższe tempo wzrostu od 2008 roku. Chwilę później światło dzienne ujrzała produkcja przemysłowa z USA. Wynik tym razem był lepszy od oczekiwań i wyniósł 0,93 proc. co można uznać za stabilizację sektora. Interpretować to można w sposób taki, że sektor ten w niewielkim stopniu odczuwa skutki restrykcji związanych z czwartą falą pandemii.

Tym razem to dolar traci na szerokim rynku, gorzej radzi sobie tylko turecka lira (wczoraj zyskiwała), oraz bardziej kosmetycznie – japoński jen. Rynek zareagował tak na wczorajsze słowa szefa Fed, którego zdaniem trudno jest ocenić rzeczywisty wpływ rozwoju wariantu Delta koronawirusa na gospodarkę, zwłaszcza pod kątem zatrudnienia w sektorze usług, który pozostaje dość wrażliwy na pandemiczne czynniki. Powell dodał jednak, że społeczeństwo i gospodarka nauczyli się żyć z koronawirusem, a Fed przygotowuje się na pełne wycofanie pakietów wsparcia dla sektora finansowego, jakie były wdrożone w związku z COVID. Poza tym agencje zacytowały wypowiedzi innych członków Fed – Eric Rosengren mający prawo głosu w FOMC w przyszłym roku powtórzył, że tapering należy rozpocząć już we wrześniu, tak aby już w połowie 2022 r. skup aktywów był wygaszony. Niemniej najciekawsze wydają się być słowa “gołębiego” Neila Kashkari. Wprawdzie zaznaczył on, że wciąż rynek pracy nie powrócił do stanu sprzed pandemii, ale sytuacja zaczyna się poprawiać i rozpoczęcie taperingu na przełomie 2021/22 byłoby sensownym ruchem. Kashkari ma prawo głosu w FOMC dopiero w 2023 r., ale jego słowa są o tyle ważne, gdyż mogą pokazywać zachodzące zmiany w obozie “gołębi”.