Didi „pękło” pod naporem komunistycznych władz

Po raptem kilku miesiącach od debiutu na Wall Street Didi poinformowało, że zamierza opuścić giełdę w USA i zadebiutować na parkiecie w Hongkongu. “Chiński Uber” ugina się pod presją Pekinu, który obawiał się, że Amerykanie mogą uzyskać od spółki wrażliwe informacje. Bezpieczeństwo danych jest jednym z filarów bezpieczeństwa narodowego – uważają władze Państwa Środka. Didi Global zadebiutowała na giełdzie w Nowym Jorku 30 czerwca tego roku. Pozyskała od inwestorów 4,4 mld dol., a jej kapitalizacja w szczytowym momencie dzień po IPO przekraczała 80 mld dol. Radość inwestorów trwała jednak bardzo krótko, bo szybko okazało się, że spółka znalazła się na cenzurowanym w Pekinie. “Chiński Uber” zdecydował się na listing w USA pomimo nacisków chińskich władz, które oczekiwały od spółki poddania się “przeglądowi cyberbezpieczeństwa”. Jako że wynik takiego badania mógł być właściwie tylko jeden – firma gromadzi wiele danych uznawanych za wrażliwe – nie ma się co dziwić, że zarządzający Didi chcieli przyspieszyć debiut, by pozyskać pieniądze od inwestorów, licząc, że ujdzie im to na sucho, bo Pekin uzna, że “mleko się już rozlało”. Srodze się przeliczyli. Kilka dni po debiucie spółki chińskie władze nakazały usunięcie ponad 20 jej aplikacji ze sprzedaży. Zakazały również Didi przyjmowania nowych użytkowników. Argumentowano, że firma nielegalnie zbierała i wykorzystywała dane osobowe. W ostatnich kilkunastu miesiącach Pekin zaostrzył kontrolę nad sektorem prywatnym, szczególnie firmami z sektora technologicznego, oraz wprowadził nowe regulacje dot. prywatnych danych.

Z usług “chińskiego Ubera” korzysta za Murem kilkaset milionów osób rocznie. Spółka dysponuje ich numerami telefonów (w Chinach przyporządkowanych do imienia i nazwiska) oraz danymi dot. tras przejazdów, a więc np. często odwiedzanych miejsc – adresami domu czy pracy. Jak podaje “The Wall Street Journal”, sami użytkownicy dzielą się taki informacjami, jak płeć, wiek czy miejsce zatrudnienia. Z kolei kilkanaście milionów kierowców przekazuje Didi dane dot. samochodu, swojej przeszłości kryminalnej czy konta w banku. Kamery i mikrofony w autach nagrywają rozmowy użytkowników. Ponadto, spółka zbiera informacje na temat ruchu ulicznego. Nie dość, że dane te znajdują się w rękach spółki prywatnej, to jeszcze zdecydowała się ona na debiut na parkiecie w USA. Pekin uważa dane za kluczowe aktywo, bez którego nie można mówić o bezpieczeństwie narodowym. Chińskie władze boją się, że amerykańskie regulacje giełdowe zmuszą notowane tam chińskie spółki do przekazania danych (także dot. zakresu “współpracy” z organami państwowymi) w ręce Amerykanów.

Biznes zza Muru dość swobodnie traktuje zasady księgowości, co absolutnie nie przystoi spółkom publicznym. Do tej pory Chińczycy starali się unikać audytu swoich dokumentów przez amerykańskiego regulatora. W końcu jednak ta degrengolada musi dobiec końca. Wczoraj SEC (regulator amerykańskiego rynku) sfinalizował prace nad wdrożeniem przepisów uchwalonych w ubiegłym roku przez Kongres USA, zgodnie z którymi spółka niepoddająca się audytowi przez trzy lata z rzędu będzie mogła zostać usunięta z parkietu. Nie sposób nie odczytać decyzji Didi jako ruchu wyprzedzającego. Warto też zauważyć, że “finansowy decoupling” cieszy się poparciem tak w Pekinie, jak i Waszyngtonie.

Didi poinformowała w czwartek, że opuści NYSE i zadebiutuje na giełdzie w Hongkongu, nie podając uzasadnienia decyzji. Obecna kapitalizacja spółki przekracza 37 mld dol. – od debiutu 5 miesięcy temu cena akcji spadła o 44 proc.  Władze Didi zapewniają, że walory z amerykańskiej giełdy “będą wymienialne na swobodnie zbywalne akcje spółki na innej uznanej międzynarodowo giełdzie papierów wartościowych”

Walka o życie na Ziemi trwa

Światowa gospodarka wzrośnie o 2 proc. do końca wieku, jeśli świat zdoła utrzymać globalne ocieplenie poniżej 1,5 stopnia Celsjusza. Większość modeli prognozuje, że świat przekroczy ten próg na kilka lat lub dziesięcioleci, a następnie ochłodzi się do poziomu 1,5 stopnia do 2100 roku. Wymagałoby to usunięcia istniejącego dwutlenku węgla z atmosfery na niepraktycznie dużą skalę – wynika z badań opublikowanych w czasopiśmie Nature Climate Change, które cytuje redakcja Bloomberga. Naukowiec Keywan Riahi, dyrektor programu energetycznego w austriackim instytucie badawczym IIASA oparł cytowane badania na modelowaniu przeprowadzonym przez dziewięć zespołów. Riahi stwierdził, że przekroczenie progu 1,5 stopnia i następne ochłodzenie może być niemożliwe, a tymczasowe przekroczenie limitu prawdopodobnie spowodowałoby wzrost ekstremalnych zjawisk pogodowych, takich jak powodzie i pożary. W raporcie ostrzega, że aby uniknąć trwałych szkód w ekosystemach, świat musi całkowicie uniknąć przekroczenia limitu. W ten sposób potrzeba usuwania dwutlenku węgla z atmosfery będzie mniejsza – proces znany jako ujemne emisje netto. „Szybkie cięcia emisji w ciągu najbliższych kilku dekad oznaczałyby, że nie ma potrzeby, by przejść do ujemnych emisji netto” – skomentował współautor badania Christoph Bertram, badacz wpływu klimatu w Instytucie Poczdamskim w Niemczech. „Zamiast tego, globalne temperatury osiągnęłyby plateau na danym poziomie mniej więcej w czasie, gdy osiągniemy zerowe emisje netto”.

Jak podkreślają badacze, oprócz ochrony planety, osiągnięcie zera netto – celu całkowitego zniwelowania ilości gazów cieplarnianych wytwarzanych przez działalność człowieka – przyniosłoby długoterminowe korzyści ekonomiczne. Według nich, wstępne inwestycje w celu osiągnięcia szybkich przekształceń w kierunku globalnego systemu zerowej emisji netto zwrócą się w dłuższej perspektywie.Globalny PKB mógłby wzrosnąć nawet o więcej niż 2 proc. – według innego współautora, Laurenta Droueta, starszego naukowca w grupie badawczej klimatu CMCC we Włoszech. Drouet powiedział, że obliczenia użyte w badaniu nie obejmują szkód gospodarczych związanych ze zmianami klimatycznymi, które byłyby bardziej dotkliwe powyżej 1,5 stopnia.

W badaniu ostrzeżono, że aby utrzymać się poniżej tego progu, kraje muszą poprawić swoje cele w zakresie emisji w ramach porozumienia paryskiego. W raporcie stwierdzono, że obecne zobowiązania oznaczają powolny początek łagodzenia skutków zmian klimatycznych i muszą zostać radykalnie zwiększone. Według badania to sektor transportu jest kluczem do sukcesu. W ostatnim raporcie grupy C40 Cities, zajmującej się globalnym przywództwem klimatycznym, stwierdzono, że aby osiągnąć cele, wykorzystanie transportu publicznego na świecie musi się podwoić do 2030 roku.