Bitcoin ponownie na równi pochyłej

Bitcoin stracił ponad 21 proc. ze swojej wartości, spadając z poziomów w wysokości 57,4 tys. USD poniżej 45 tys. dolarów. Najpopularniejsza kryptowaluta ostatni raz doznała tak silnej korekty w zakresie dobowym w maju br. gdy jej cena zbliżyła się do linii 33 tys. USD. W ciągu ostatnich 24 godzin z rynku BTC zlikwidowano 1,07 mld dolarów w długich i krótkich pozycjach, z czego przewagę objęły longi nad shortami.  Mimo licznych prognoz mówiących o tym, że do końca grudnia br. BTC może kosztować nawet 100 tys. dolarów za monetę, kryptowaluta ta rozpoczęła ten miesiąc mocnymi spadkami. Bitcoin stracił ponad 21 proc. ze swojej wartości. Jeszcze w piątek jego cena oscylowała w okolicach 57,4 tys. USD, a w ostatnich godzinach zanurkowała poniżej 45 tys. USD.

Kurs BTC osunął się o ponad 14 tys. dolarów. Jest to najwyższy jednodniowy spadek od maja br. gdy kryptowaluta ta powróciła na chwilę do poziomów 33 tys. USD. Z danych dostępnych na coinglass.com wynika, że w zakresie dobowym z rynku bitcoina wyparowało 1,07 mld dolarów w longach i shortach, przy czym przewagę objęły długie pozycje. Likwidacja w ciągu ostatniej godziny wyniosła zaś 782,87 mln USD.  Obecnie cena najstarszej kryptowaluty podniosła się o ponad 2 tys. USD od dzisiejszego dołka. Kurs BTC handluje w pobliżu 47,2 tys. USD za monetę w trakcie prasy.

Wyprzedaż na rynku wywołała panikę wśród niektórych inwestorów. Wskaźnik lęku i chciwości od alternative.me pokazuje nam, że społeczności bitcoina wpadła w ekstremalny popłoch. Niektórzy doświadczeni gracze postanowili wykorzystać nadarzający się spadek do zakupów najstarszej kryptowaluty po przecenie. W ten sposób postąpił rząd Salwadoru, nabywając kolejne 150 monet BTC przy cenie 48,6 tys. USD.  Zdaniem ekspertów kurs bitcoina ma szansę na ustabilizowanie się po spadku. Z takiego założenia wyszedł, chociażby znany analityk kryptowalutowy – Michael van de Poppe.

 

Kończy się saga z Evergrande w roli głównej

O ponad 15 proc. spadają akcje Evergrande Group po tym, jak spółka poinformowała, że może nie być w stanie dalej obsługiwać zobowiązań, a władze prowincji Guangdong wezwały na dywanik Hui Ka Yana i wysłały do siedziby firmy zespół, który ma ją wspomóc w zażegnaniu kryzysu. Dziś mija termin, w którym najbardziej zadłużony deweloper świata musi przekazać inwestorom ponad 80 mln dol. W piątek wieczorem wieczorem Evergrande wydała komunikat, w którym poinformowała, że “w świetle obecnego poziomu płynności grupy nie ma gwarancji, że grupa będzie miała wystarczające fundusze, by dalej wywiązywać się ze swoich zobowiązań finansowych”. Spółka podkreśliła, że od września prowadzi przegląd swojej struktury kapitałowej i kondycji płynnościowej, oceniając wszystkie możliwości strategiczne i prowadząc dialog z zagranicznymi wierzycielami.

Firma poinformowała, że otrzymała wezwanie do realizacji swoich zobowiązań wynikających z gwarancji w wysokości ok. 260 mln dol. “W przypadku, gdy grupa nie będzie w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań gwarancyjnych lub niektórych innych zobowiązań finansowych, może to prowadzić do żądania przez wierzycieli przyspieszenia spłaty” – napisano w komunikacie. Mowa tu o tzw. cross-defaulcie, oznaczającym, że jeżeli spółka okaże się niewypłacalna w przypadku jednego zobowiązania, np. nie wypłaci inwestorom odsetek od obligacji w terminie, to inne wyemitowane przez nią obligacje również uznawane są za niewypłacalne, dając ich posiadaczom prawa do żądania wcześniejszej spłaty wierzytelności. Dla spółki, która już boryka się z brakiem płynności, byłaby to fatalna informacja, otwierająca drogę do chaotycznej restrukturyzacji. Evergrande ma do oddania dolarowym obligatariuszom ok. 19 mld dol. Firma stwierdziła również, że planuje aktywnie współpracować z zagranicznymi wierzycielami w celu opracowania planu restrukturyzacji.

Na komunikat dewelopera błyskawicznie zareagowały władze prowincji Guangdong, wzywając na dywanik głównego akcjonariusza spółki Hui Ka Yana oraz wysyłać do siedziby Evergrande zespół, który ma pomóc spółce w zarządzaniu ryzykiem oraz utrzymaniu normalnej działalności. Uspokajające sygnały nadały na rynek m.in. bank centralny oraz agencje odpowiedzialne za nadzór nad rynkami: bankowym i giełdowym.

W poniedziałek akcje Evergrande Group spadały o ponad 15 proc., schodząc do najniższych poziomów w historii notowań spółki. Nurkują także wyceny obligacji dewelopera. Papiery zapadające w marcu 2022 r. są dziś przeceniane o prawie 10 centów na dolarze, najmocniej od marca 2017 r. Za dolara wartości nominalnej inwestorzy płacą niespełna 24 centy. Ponadto dziś mija również czwarty już termin zakończenia 30-dniowego okresu karencji, w którym spółka ma czas na wypłatę inwestorom kuponu od obligacji dolarowych. Poprzednie trzy razy Evergrande przekazywało środki obligatariuszom w ostatniej chwili, unikając niewypłacalności. Tym razem deweloper ma do oddania ponad 80 mln dol.

Tylko w tym roku Evergrande Group ma wypłacić posiadaczom swoich obligacji zagranicznych ponad 300 milionów dolarów, a w kolejnym – prawie 8 miliardów dolarów. Do tego dochodzi konieczność spłaty kredytów czy długów wobec kontrahentów. Łączne zobowiązania spółki sięgają oficjalnie 2 bln juanów, a wraz z pozabilansowymi są szacowane nawet na 3 bln juanów. Tymczasem deweloper ma problem z pozyskiwaniem finansowania – przede wszystkim zapewne nadal fatalnie idzie sprzedaż mieszkań, która we wrześniu i ponad połowie października spadła do zaledwie 3,65 mld juanów wobec 182 mld juanów w tych dwóch kluczowych miesiącach rok wcześniej. Do własnej kieszeni musi więc sięgać Hui Ka Yan, założyciel i główny akcjonariusz Evergrande, który w ostatnich tygodniach nie tylko sprzedał część udziałów w biznesie, ale również pozbył się dwóch odrzutowców, dzieł sztuki czy oddał w zastaw pod kredyt luksusowe posiadłości.

Toyota wierna tradycyjnej technologii

Wbrew wszystkim sceptykom, którzy jeden po drugim przechodzą na stronę eko, Toyota twardo obstaje przy swoim. I na czczym gadaniu wcale się nie kończy.  Po pierwsze, Toyota rozwija technologię wodorową. Po drugie, inwestuje spore ilości kasy w rozwój technologii paliw alternatywnych. A po trzecie zaś, otwarcie wyraża swój sprzeciw na pomysły pokroju zakazu sprzedaży aut napędzanych paliwami kopalnymi od 2040 roku. Ponownie jednak, na samym nie zgadzaniu się, nie kończy. Dosłownie na dniach, z inicjatywy nikogo innego jak Akio Toyody, powstała niczym w świecie Marvela, Drużyna Japonii. Team Japan, bowiem tak brzmi jej oryginalna nazwa, zrzesza szereg producentów takich jak Subaru, Mazdę, Kawasaki oraz Yamahę, aby wspólnymi siłami odnaleźć alternatywę dla elektryfikacji przemysłu motoryzacyjnego. I po raz trzeci już, na samym gadaniu się nie kończy. Akio Toyoda pokazuje, że jest człowiekiem czynu. Dlatego wspólnie z Subaru pracują nad nowym typem paliwa wyścigowego, które byłoby środowiskowo obojętne.

Jednocześnie, Toyota wraz z Mazdą pracują także nad rozwojem nowej jednostki Skyactiv-D, który napędzany byłby biodieslem. Zadaniem Yamahy oraz Kawaski z kolei, ma być praca nad silnikami zasilanymi wodorem, które w realnym życiu można byłoby używać w przemyśle motocyklowym. Znając Pana Akio Toyodę, to dopiero początek. Zaskakujące jest jednak to, że inicjatorem wszystkich działań, mających na celu uratować naszą ukochaną, warczącą motoryzację, jest firma, która jako pierwsza postanowiła wejść w rynek hybryd z Priusem pierwszej generacji ponad dwadzieścia lat temu. Aczkolwiek pomimo prężnego rozwoju hybryd w swojej gamie modelowej, Toyota już od dłuższego czasu twardo zaznacza, iż elektryfikacja nie stanowi w jej oczach rozwiązania problemu zanieczyszczenia środowiska. I trudno jej w tej kwestii odmówić racji.

Żaden rynek bowiem, nie będzie stał obojętnie wobec przemian. A gdy tylko ludzie dostrzegą, jak wiele nowych problemów rodzi nowoczesna, zielona motoryzacja, zwrócą się do ostatniego Samuraja. Toyot’y, która jeśli wytrwa, utrzymywać będzie hegemonię w zakresie produkcji silników spalinowych. Albowiem wizja ekologów, usiłująca transformować nasz świat, jest zbyt utopijna, aby mogła być realna. Już dziś mamy problemy z dostarczeniem energii elektrycznej. Kolejne kraje tworzą prawa, pozwalające na zakaz ładowania aut elektrycznych w okresie największego obciążenia sieci. A gdy prognozy staną się rzeczywistością, na ulice wyjadą wyłącznie ci, u których pod maską odbywać się będzie czterosuwowy cykl spalania mieszanki paliwowo powietrznej. Mijając kolejne, puste, martwe elektryki na podwórkach i placach, dotrą do jedynie im znanych celów podróży. Właścicielom tych ostatnich z kolei, pozostanie jedynie obserwacja i wyciągnie wniosków. Na końcu bowiem, przyjdzie konkluzja, jak bardzo system nabił ich w butelkę.