Cena złota rośnie
Cena złota spot wzrasta w poniedziałek rano częściowo w odpowiedzi na dane inflacyjne z USA opublikowane w piątek, które po raz kolejny wskazały na wzrost poziomu cen w największej gospodarce świata. Oczy inwestorów zwrócone są w kierunku Fed, który w tym tygodniu spotka się w celu dyskusji nad decyzjami monetarnymi. Cena złota wzrasta o skromne 0,16 proc. do 1785,60 dol. za uncję w poniedziałek rano częściowo wspierana zaskakująco wysokim odczytem wskaźnika inflacji CPI w USA opublikowanym w piątek, który wyniósł aż 6,8 proc. w ujęciu rocznym. To najwyższy odczyt od 1982 roku, czyli od 39 lat. Był to okres recesji lat 1980-1982, gdy Fed musiał tymczasowo podnieść stopy procentowe nawet do poziomu 20 proc. Wtedy, wysoka inflacja była m.in. wynikiem kryzysów paliwowych w latach 70-tych, a także pokłosiem wojny w Wietnamie czy kosztownego wyścigu kosmicznego. Rzecz jasna, obecnie poważnych obaw co do tak wysokiej podwyżki stóp procentowych nie ma. Rynek wyczekuje jednak od Fed reakcji na kolejny wyższy odczyt wskaźnika inflacyjnego, czy to przez ogłoszenie szybszego taperingu czy wcześniejszego niż spodziewa się rynek “hike’u”. – W sytuacji, gdy rynek wycenia, że Fed przejdzie do cyklu podwyżek stóp procentowych, wystarczy, aby złoto było obecnie traktowane jako aktywo defensywne – stwierdził Stephen Innes, partner zarządzający w SPI Asset Management. – Dlatego też złoto nadal utrzymuje swoje obecne poziomy notowań.
– Przedstawiony w tym tygodniu przez Fed “dot plot” naprawdę stanie się siłą napędową. Trzy kropki: złoto schodzi poniżej 1770 dol. za uncję. Dwie kropki: dolar osłabia się i złoto drożeje do górnego zakresu bocznego 1810 dol. – prognozował dalej Stephen Innes z SPI Asset Management. – Prezes Jerome Powell i jego współpracownicy prawdopodobnie przyspieszą tempo ograniczania programu skupu obligacji. Dla złota taki ruch jest niekorzystny, ale w większości wyceniany. Jednak każde odchylenie od umiarkowanego przyspieszenia z 15 do 20 mld dol. miesięcznie może wstrząsnąć rynkami. Niespodziewane ogłoszenie tempa taperingu na poziomie 25 mld dol. miesięcznie zaszkodziłoby wartości złota. – stwierdził Yohay Elam, analityk FXStreet – Z drugiej strony, jeśli Fed przestraszy się informacji o wariancie Omikron i nie zmieni swojej polityki, złoto może uzyskać dodatkowe wsparcie. – podkreślił analityk FXStreet.
Prezes to ma klawe życie…
Według raportu przygotowanego przez serwis Lenta, prezesi stu największych firm w USA zarabiają średnio około 1,3 mln dolarów więcej od przeciętnego pracownika. Analitycy udowodnili również, że różnica płac pomiędzy pracownikami a prezesami spółek stale się powiększa i nie jest to powód do radości. Wszystko to sprawia, że nierówności w Stanach Zjednoczonych wciąż się pogłębiają i nie widać zmian na horyzoncie. Serwis CNBC wskazał na podstawie dostępnych raportów, w jaki sposób wzrastają nierówności płacowe w USA. Niemniej jednak w Stanach Zjednoczonych nie jest jeszcze najgorsza sytuacja pod tym kątem, ponieważ wyprzedzają je takie kraje, jak Wielka Brytania, Niemcy, czy Grecja. Niemniej jednak, jak wynika z raportu, który został udostępniony przez think tank Economic Policy Institute z siedzibą w Waszyngtonie, nierówności płacowe rosną nieprzerwanie zwłaszcza po 1978 roku. Od tego czasu wynagrodzenia prezesów wzrastały nieprzerwanie o ponad 1322 proc. Warto dodać, że wynagrodzenia całkowite wzrosły analogicznie raptem o 18 proc.
Tymczasem w raporcie Lensy, który oparto na liście Forbes Global 2000, sprawdzono różnice finansowe pomiędzy prezesami największych firm, a medianą wynagrodzeń pracowników. Okazało się, że największa różnica należy do Coca-Coli, gdzie prezes James Quincey zarobił w ciągu roku 2020 aż 1,6 mln dolarów, gdzie mediana wynagrodzeń pracowników firmy wyniosła raptem 11 342 dolarów. Tym samym jest to różnica wynosząca aż 14 007 proc. To może dziwić – wszak minimalna roczna pensja w USA wynosi 15 080 dolarów przy pełnym 40-godzinnym wymiarze pracy. Niemniej jednak Coca-Cola sama udostępniła raport o medianie wynagrodzeń pracowników, ponieważ dołączyła do niego osoby pracujące na niepełny etat.
Co istotne na liście nie ma Elona Muska, który chwalił się, że nie pobiera podstawowego wynagrodzenia. Jest to jednak mijanie się z prawdą, ponieważ otrzymuje wynagrodzenie z opcji na akcje. Umowa z Teslą opiera się na planie kompensacyjnym, który został zatwierdzony przez akcjonariuszy spółki w 2018 roku. Jak wskazuje Bloomberg biznesmen jedynie w 2020 otrzymał 6,7 mld dolarów rekompensaty finansowej. Sam raport Lensy wskazuje również na różnice płacowe w Polsce oraz innych krajach na świecie. Okazuje się, że najgorzej wypada pod tym kątem Grecja, gdzie wynosi ona aż 791%. Na drugim miejscu jest Wielka Brytania, gdzie wynosi ona 797%. Średnie zarobki prezesów wynoszą tam bowiem 405 219 dolarów, a pracowników średnia pensja wynosi średnio 47 147 dolarów. Na trzecim miejscu są Włochy, gdzie różnica wynosi 703 proc. Mimo olbrzymich różnic w zarobkach prezesów największych firm, USA stoi w rankingu na siódmej pozycji, ponieważ średnie wynagrodzenie prezesów jest wyższe o około 519 proc. Co istotne, w raporcie Lensa wskazano, że najlepiej pod tym kątem jest w Estonii, ponieważ kadra zarządzająca zarabia tam 144 proc. więcej niż wynosi średnia płaca roczna. Oznacza to, że zarobki dyrektorów generalnych są około 2,4 razy wyższe od średniego wynagrodzenia pracowników w danej firmie.
O dziwo, na drugim miejscu znalazła się Polska, gdzie według analityków różnice płacowe wynoszą 207 proc. Podium zamyka Islandia, gdzie różnica w wynagrodzeniu CEO wynosi 214,44 proc. Jest to także wynik tego, iż średnie wynagrodzenie w tym kraju jest bardzo wysokie, ponieważ wynosi aż 67 488 dolarów. Tymczasem średnie wynagrodzenie prezesa w tym kraju wynosi 212 209 dolarów.
Grozi nam niewypłacalność?
Jeżeli Kongres w Stanach Zjednoczonych nie podejmie konkretnych decyzji w sprawie czasowego zniesienia limitu zadłużenia, może dojść do bezprecedensowej i historycznej sytuacji. Być może USA stanie się niewypłacalne, a to z pewnością zachwieje światową gospodarką i doprowadzi do kryzysu finansowego. Demokraci i republikanie mają odmienne zdania w tej kwestii, co stwarza problemy. Według definicji limit zadłużenia to górna granica całkowitej kwoty pieniędzy, którą rząd federalny może pożyczyć za pośrednictwem amerykańskich bonów skarbowych i obligacji oszczędnościowych, aby spłacić swoje zobowiązania finansowe. Wedle Konstytucji Stanów Zjednoczonych, aby rząd mógł zaciągnąć pożyczkę, niezbędna jest zgoda Kongresu. Z kolei sam limit zadłużenia został wprowadzony w pierwszej połowie XX wieku. Obecnie limit zadłużenia oraz samo zadłużenie USA wynosi 28,91 biliona dolarów. Wynika to z faktu, iż Kongres, co chwile podnosi owy limit o kwotę, na jaką rząd chce się zadłużyć. Limit zadłużenia wprowadzony jest w wielu gospodarkach. Ma on służyć zapobieganiu zbyt nadmiernemu zadłużaniu się państwa. Zbyt wysoki dług publiczny prowadzi m.in. do podwyższania podatków w przyszłości oraz mniejszej wiarygodności kredytowej danego kraju.
W Stanach Zjednoczonych panuje system dwupartyjny. Na politykę wpływ mają przede wszystkim demokraci oraz republikanie. Demokraci wyznają poglądy lewicowe oraz liberalne. Zatem są oni m.in. za utrzymywaniem oraz rozwojem polityki socjalnej, prawami dla LGBT czy równouprawnieniami. Natomiast republikanie wyznają ideę tzw. konserwatyzmu amerykańskiego. W związku z tym głoszą poglądy bardziej wolnorynkowe w sferze ekonomii oraz konserwatywne w sferze światopoglądowej. Aktualnie w Senacie Kongresu Stanów Zjednoczonych demokratów jest 48, republikanów 50 oraz 2 osoby są bezpartyjne, jednak stowarzyszone z demokratami. Aby ustawa o czasowym zniesieniu limitu zadłużenia mogła przejść, potrzebne jest 60 głosów. Partia republikańska nie jest skora do pomocy demokratom w tej kwestii, sądząc, iż to oni powinni brać odpowiedzialność za limit zadłużenia. Z drugiej strony partia demokratyczna zwraca uwagę, że obie partie zaciągały wysokie pożyczki na przestrzeni ostatnich lat. W związku z tym istnieje rozbrat w kwestii polityki zadłużeniowej. Natomiast decyzje należy podjąć natychmiast, aby ustawa weszła w życie jak najszybciej. Jeżeli nie dojdzie do porozumienia w Kongresie, Stany Zjednoczone staną się niewypłacalne między 15 grudnia a 28 stycznia. Szczególnie ważną datą jest 15 grudnia. Wówczas Departament Skarbu zobowiązany jest do wpłaty określonej kwoty na Fundusz Powierniczy Autostrady (118 mld USD). Jeżeli należności z tytułu podatku od osób prawnych okażą się zbyt małe, Departament Skarbu może nie wpłacić tej sumy i utracić płynność finansową.
Warto zaznaczyć, iż już w październiku USA stanęło w obliczu niewypłacalności. Wówczas Kongres podwyższył pułap zadłużenia o 480 miliardów dolarów. Pozwoliło to rządowi na zaciąganie pożyczek do grudnia. Z kolei teraz rząd znów utracił płynność finansową, co prowadzi do konieczności podwyższenia owego limitu. Zarówno przywódca partii demokratycznej Chuck Shumer, jak i przywódca partii republikańskiej Mitch McConnel przekonują, iż dojdzie do porozumienia. Jednak ani razu nie wypowiedzieli się na temat możliwego rozwiązania limitu zadłużenia. W najbliższych dniach z pewnością dojdzie do wielu negocjacji i decyzji. Polityka zadłużeniowa jest bardzo ważnym działem polityki gospodarczej. Jeżeli USA stanie się niewypłacalne, gospodarka światowa pogrąży się w chaosie.