Kolejne kłopoty Muska
Ciekawa informacja pojawiła się w środę, a dotyczy spółki Tesla Inc. i mówi, że gigant produkujący samochody elektryczne został usunięty z indeksu S&P 500 ESG Index przez S&P Dow Jones Indices. Jak donoszą źródła, producent samochodów został wykluczony z indeksu ze względu brak strategii niskoemisyjnej i kodeksu postępowania biznesowego firmy Tesla oraz dwóch innych zarzutów. Co ciekawe, wśród powodów tej decyzji znalazły się takie kwestie jak dyskryminacja rasowa, pozwy przeciwko firmie oraz postępowanie z rządowym śledztwem w sprawie wypadków z udziałem jej pojazdów z funkcją autopilota.
Producent samochodów został wykluczony z indeksu ze względu na lepsze wyniki “rówieśników z globalnej grupy przemysłowej” oraz “brak strategii niskoemisyjnej i kodeksu postępowania biznesowego firmy Tesla“, a także “dwa odrębne wydarzenia związane z zarzutami dyskryminacji rasowej i złych warunków pracy w fabryce Tesla we Fremont, jak również postępowanie firmy w związku z dochodzeniem NHTSA (National Highway Traffic Safety Administration) po tym, jak wiele ofiar śmiertelnych i rannych zostało powiązanych z pojazdami z funkcją autopilota” – podało S&P Dow Jones Indices.
Na reakcję CEO Tesli, Elona Muska nie trzeba było długo czekać. Prezes Tesli zaatakował S&P Dow Jones Indices LLC i jej indeks ESG (Environmental, Social and Governance) we wpisie na Twitterze pisząc, że “Exxon jest oceniany przez S&P 500 jako najlepsza dziesiątka na świecie pod względem środowiska, społeczeństwa i zarządzania (ESG), podczas gdy Tesla nie znalazła się na tej liście! ESG to oszustwo. Zostało uzbrojone przez fałszywych wojowników o sprawiedliwość społeczną”
Czy amerykańskiej walucie grozi dewaluacja?
Gwałtowny wzrost wartości dolara amerykańskiego wywołuje na rynkach finansowych burzę wokół porozumienia z Plaza z 1985 r., na mocy którego przedstawiciele krajów ówczesnego G5 zgodzili się na dewaluację amerykańskiej waluty względem jena i marki niemieckiej poprzez kontrolowane wywieranie wpływu na międzynarodowe rynki walutowe. Dzięki temu porozumieniu główne kraje obniżyły wartość amerykańskiej waluty. W ocenie ekonomistów, obecna inflacja i dzisiejsze podwyżki stóp procentowych przez Fed mogą doprowadzić do konieczności podobnej interwencji w niedalekiej przyszłości. Gwałtowny wzrost wartości dolara skłania niektórych do rozważenia rozwiązania, które wielu wydawałoby się nawet nie do pomyślenia. Mowa o porozumieniu między głównymi krajami o manipulowaniu amerykańską walutą w celu spadku jej kursu.
Choć wydaje się to abstrakcyjne, zdarzało się to już wcześniej. W 1985 r., czyli w czasie gwałtownego wzrostu inflacji, agresywnych podwyżek stóp procentowych przez Rezerwę Federalną i rosnącego kursu dolara, a więc w okresie bliźniaczo przypominającym obecne realia gospodarcze i rynkowe, przedstawiciele Francji, Republiki Federalnej Niemiec, Japonii, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii zgodzili się na kontrolowaną manipulację na rynku walutowym mająca na celu osłabienie dolara względem jena i marki niemieckiej. Było to podyktowane przekonaniem, że ogromny wzrost wartości dolara szkodzi gospodarce światowej. Podobieństwo ówczesnej sytuacji gospodarczej i dzisiejszych realiów nie umknie z pewnością uwadze ministrów finansów i prezesów banków centralnych Grupy Siedmiu, którzy spotkają się w tym tygodniu.
Podobieństwa między siłą amerykańskiej waluty w 1985 r. i obecnie są oczywiste: indeks dolara ważony obrotami handlowymi Rezerwy Federalnej wzrósł w tym roku o 14 proc. w ujęciu rocznym, czyli szybciej niż 12 proc. w ciągu pięciu lat poprzedzających porozumienie. Inflacja w USA jest najwyższa od lat 80-tych, kiedy to prezes Fed Paul Volcker podnosił stopy do 20 proc., a obecny szef Fed Jerome Powell przyrzekł, że zrobi wszystko, aby ograniczyć szybki wzrost cen. Aprecjacja amerykańskiej waluty była w ostatnim czasie tak silna, że notowania indeksu DXY odzwierciedlającego wartości dolara ważoną wymianą handlową w stosunku do walut światowych sięgnęły najwyższego poziomu od grudnia 2002 r. Wzrost kursu dolara spowodował także spadek kursu jena do najniższego poziomu od dwóch dekad i sprawił, że euro po raz pierwszy od 2002 r. niemal powróciło do parytetu z amerykańską walutą. Inwestorzy liczą na spadek jena do 150 za dolara i spadek euro poniżej 90 centów jako potencjalną granicę. – Jedną z opcji może być jakaś skoordynowana interwencja – powiedział Stephen Miller, weteran rynku z 40-letnim doświadczeniem i były szef działu instrumentów o stałym dochodzie w BlackRock Inc. w Sydney dodając, że rynki zdają sobie sprawę, że banki centralne są w trudnej sytuacji, gdy mają do dyspozycji tylko dźwignię stóp procentowych, więc już teraz na rynku mówi się o takich scenariuszach, w tym o posunięciu w stylu Plaza Accord.
Oczywiście na tym etapie nikt nie przewiduje rychłej interwencji. Do zawarcia skutecznego porozumienia Plaza Accord II niezbędne byłoby bowiem wsparcie USA, a to w najbliższym czasie jest mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że mocny dolar sprawia, że import jest tańszy – co jest atrakcyjną cechą w czasach wysokiej inflacji. Przypomnijmy, że porozumienie Plaza Accord z 1985 roku podpisane zostało dopiero wtedy, gdy druga administracja Reagana spojrzała na interwencje walutowe w bardziej przychylnym świetle, co pokazuje, jak trudno jest skoordynować jakiekolwiek większe porozumienie bez amerykańskiego wsparcia. Eksperci finansowi dostrzegają jednak problemy, z którymi borykają się kraje spoza USA, a które mogą wzmocnić potrzebę skoordynowanej interwencji. Jeśli euro spadnie poniżej 0,90 – z obecnego poziomu 1,05 – w stosunku do dolara, może to “wywołać alarm”, jak twierdzi Alan Ruskin, główny strateg ds. międzynarodowych w Deutsche Bank AG. Rajeev De Mello z GAMA Asset Management uważa, że potencjalnym bodźcem może być także spadek jena do 150 – poziomu ostatnio widzianego w latach 90.