Polska modli się o zdrowie gospodarki Niemiec
Niemiecki przemysł już otwarcie mówi o przyszłych problemach z zaopatrzeniem w gaz, które będą skutkowały zaburzeniami w produkcji. Już teraz wskaźniki są najgorsze od czasu pandemicznych lockdownów. Dalsze zawirowania oznaczałyby ogromne kłopoty również dla polskich firm handlujących z zachodnim sąsiadem. “Rosyjskie cięcia gazu zagrażają największemu światowemu hubowi chemicznemu” – alarmował w ubiegłym tygodniu “The Wall Street Journal”, mając na myśli niemiecki BASF. “Kierownictwo firmy robi to, co jeszcze kilka miesięcy temu było nie do pomyślenia: rozważa, w jaki sposób potencjalnie zamknąć kompleks, jeśli dostawy gazu będą dalej spadać” – dodawano. To dobrze pokazuje, że sytuacja jest poważna, a niemiecki przemysł naprawdę obawia się, że lada chwila może za sprawą poważnych niedoborów gazu po prostu stanąć. O tym, że możliwa jest reglamentacja surowców, mówił już wicekanclerz i minister finansów Robert Habeck.
BASF zaznacza, że monitoruje sytuację i liczy się z dalszymi podwyżkami cen gazu. Z kolei analitycy JP Morgan stwierdzili w swojej analizie, że możliwy spadek produkcji w niemieckim sektorze chemicznym o 20 proc. i o 10 proc. w innych krajach UE, może wpłynąć na spadek ogólnych wyników sektora w 2023 r. nawet o 12 proc. Całkowite zakręcenie rosyjskiego kurka byłoby dla Berlina nie lada wyzwaniem, które staje się coraz bardziej prawdopodobne. Chemia to najbardziej jaskrawy przykład, ale niepokój na skutek napiętej sytuacji na świecie i spowolnienia gospodarki, dotyczy całego niemieckiego przemysłu. Odczyt przemysłowego PMI dla gospodarki Niemiec jest najgorszy od sierpnia 2020 r., gdy borykano się jeszcze z pandemicznym lockdownem. Dziś zauważalny jest duży spadek nowych zamówień – indeks PMI w tym obszarze wyniósł 43,3 pkt, spadając do najniższego poziomu od maja 2020 r.
A to bardzo zła wiadomość dla polskich kooperantów, którzy wysyłają swoje podzespoły do Niemiec. Polskie firmy sprzedają do Niemiec na potęgę. Tylko dwa kraje na świecie (Chiny i Holandia) sprzedają im więcej niż my. W marcu udało nam się nawet wyprzedzić Stany Zjednoczone. Obecne spowolnienie za Odrą to zatem ryzyko, że również polskie firmy będą musiały wyhamować. Która gałąź przemysłu najbardziej straci na osłabieniu handlu z Berlinem? Eksportowym hitem znad Wisły są komponenty motoryzacyjne (w 2020 r. ich wartość stanowiła 7,9 mld dol.). Sporo na niemiecki rynek sprzedają także polskie zakłady AGD (6,8 mld dol.) czy producenci mebli (ok. 4 mld dol.). Stary Kontynent mogłaby uratować jednak lekka zima, która pokrzyżuje plany Moskwy. Z kolei dla Polski dobrą wiadomością mogłoby być to, że część europejskich firm za sprawą szybko rosnących kosztów transportu i problemów z logistyką rozgląda się za dostawcami, którzy są bliżej nich.
Czy to czas kupowania bitcoina?
Bitcoin (BTC) staniał w ubiegłym miesiącu aż o 38 proc. Był to jeden z najgorszych miesięcy dla BTC od dekady. W sierpniu 2011 r. straty na jego wykresie okazały się delikatnie większe. Wyniosły one wówczas 38,6 proc, według danych pochodzących z platformy CoinGecko. Obecnie kryptowaluta ta handluje w okolicy 19 tys. dol. za monetę. W ciągu ostatnich 7 dni wyparowało z niej 10 proc. wartości. Największa z kryptowalut zamknęła ubiegły miesiąc na sporym, bo blisko 40% minusie. Tak złego okresu nie miała ona od dekady, kiedy to w sierpniu 2011 r. osiągnęła trochę większy wynik pod względem odnotowanych strat.
Bitcoin znajdujący się w niedźwiedzich sidłach staniał o ponad 72 proc. od swojego rekordu wszech czasów z listopada ubiegłego r. Obecnie handluje on poniżej ‘’psychologicznej bariery’’ 20 tys. dol. Czerwcowe straty wynikały m.in. z pogarszających się nastrojów makroekonomicznych oraz trudnej sytuacji, w jakiej znalazły się niektóre firmy związane z krypto aktywami – wzrosło tu ryzyko ich niewypłacalności. Tegoroczne spadki na rynku wirtualnych walut były spowodowane wieloma czynnikami. Jeden z impulsów wprowadzających silny popłoch wśród inwestorów to upadek ekosystemu Terry, a kolejno pojawiające się problemy znanych przedsiębiorstw tj. Celsius Network, czy Three Arrows Capital (3AC).
Obecna sytuacja na wykresie czołowej kryptowaluty jest przedmiotem dyskusji dla wielu analityków. Część z nich zakłada, że jeszcze nie osiągnęliśmy dna na Bitcoinie, a wyrwanie się z objęć niedźwiedzia może zająć więcej czasu. Według Chrisa Terry z platformy pożyczkowej SmartFi kurs BTC będzie oscylował w wąskim przedziale między 18 tys. dol., a 20 tys. dol. Stwierdził on ponadto, iż likwidacja wszystkich krótkich pozycji oraz reset na Bitcoinie oddali jego cenę o 80 proc. od ATH. Do grona osób, które uważają, że największa z wirtualnych walut nie dotknęła jeszcze dołka, należy założyciel giełdy kryptograficznej ZBX – Jimmy Zhao. Wierzy on jednak w powrót hossy w przyszłości. „Polecam kupowanie Bitcoina, gdy cena jest niska i trzymanie go, ponieważ w następnej rundzie byka osiągnie on co najmniej 100 tys. dol.”. – podkreślił. Wielu innych entuzjastów kryptowalutowych podziela tę opinię, sugerując, iż nabycie BTC po taniości oraz niesprzedawanie do następnych wzrostów to najlepsza decyzja inwestycyjna. Doświadczeni uczestnicy rynku zdają sobie sprawę z tego, że nie jest to pierwszy ani ostatni cykl niedźwiedzia. Wczorajsza sesja na Bitcoinie została zamknięta na delikatnym plusie. W zakresie dobowym doznał on niewielkich zmian cenowych.