Recesja nadchodzi!
Recession is coming to hasło coraz częściej pojawiające się w mediach społecznościowych i w dyskusjach środowisk ekonomicznych. Wskaźniki PMI nurkują niemal na całym świecie (USA, strefa euro, Polska). Wyjątek stanowią Chiny, gdzie dynamika produkcji przemysłowej w czerwcu osiągnęła rekordowy poziom. W gruncie rzeczy Państwo Środka już od jakiegoś czasu jest desynchronizatorem globalnego cyklu koniunkturalnego, stanowiąc wyjątek od reguły. To ciekawy wątek, ale na inny tekst. Europejskie oraz amerykańskie indeksy akcyjne również są na głębokim minusie. Wspomniane ceny surowców energetycznych (ropa, gaz, węgiel) oraz rolnych (pszenica, kukurydza, rzepak, olej sojowy) spadają w tempie od kilku do kilkunastu procent. Rynek mówi nam jasno. Recesja jest realnym zagrożeniem. Jej skala zależeć będzie od natężenia szoków podażowych — wojna na Ukrainie i związana z nią niepewność producentów oraz konsumentów, kryzys energetyczny w Europie, ryzyko lockdownu (zbliża się kolejna fala pandemii), światowy zwrot decydentów monetarnych ku zaostrzaniu monetarnym (szczególnie Fed). Sporo tego.
Metaforycznie można stwierdzić, że recesja jest lustrzanym odbiciem procesów dezinflacyjnych w gospodarce. Spada zagregowany popyt, czego efektem co do zasady jest osłabienie wzrostu cen, gdyż gospodarka powraca do stanu równowagi (zrównanie się popytu i podaży). Wcześniej wspominane obniżki cen surowców na światowych rynkach są tego empirycznym dowodem. Podstawowe pytanie makroekonomiczne na dzisiaj to: czy głęboka recesja jest konieczna, aby zbić inflację? Wielu ekonomistów mówi o soft landingu, czyli miękkim lądowaniu w gospodarce, co oznacza łagodne przejście przez recesję, a jednocześnie spadek inflacji w średnim terminie. Zjawisko miękkiego lądowania jest obecnie celem bankierów centralnych, którzy widząc widmo stagflacji, starają się tak kształtować politykę monetarną i poziom stóp procentowych, aby otrzymać „dwie pieczenie na jednym ogniu” – spadek wzrostu cen i łagodną dekoniunkturę. Czy to możliwe?
Nie wszyscy rezygnują z rosyjskich paliw kopalnych
Pomimo żarliwych obietnic dotyczących zaprzestania finansowania wojny Putina z Ukrainą, wiele europejskich państw uznało odcięcie się od rosyjskich paliw kopalnych za zbyt trudne. W Europie, gdzie pragnienie rezygnacji z rosyjskich surowców energetycznych było prawdopodobnie najsilniejsze, istniejące od lat łańcuchy dostaw z Rosją okazały się jednymi z najtrudniejszych do zerwania. Dane z Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem pokazują, że cięcia Unii Europejskiej rosyjskiego importu paliw kopalnych utrzymywały się na całym świecie średnio na poziomie 15 procent w wartościach pieniężnych od maja. W przypadku tej miary rosnące ceny na rynku światowym są sprzeczne z redukcją wolumenu importu, co pokazuje, jak trudna jest próba odcięcia Rosji od jednego z jej głównych źródeł przychodów.
Hiszpania, Finlandia, Litwa, Polska i Estonia, a przede wszystkim Szwecja, zdołały jednak całkowicie lub przynajmniej znacząco ograniczyć rosyjski import paliw kopalnych. Niemcy, Holandia i Włochy pozostały poniżej średniej światowej. Ze względu na różną wielkość krajów i różne poziomy zależności od Rosji te względne redukcje nie mają jednakowej wagi w wartościach bezwzględnych. Według wspomnianego raportu, Stany Zjednoczone zdołały osiągnąć największą bezwzględną redukcję, całkowicie odcinając rosyjskie paliwa kopalne i zmniejszając dzienne dochody Rosji o około 33 miliony dolarów w okresie od lutego do marca 2022 r. Jednak łączna 16-procentowa redukcja przez kraje Unii Europejskiej – pomimo mniejszych skutków w ujęciu względnym – obniży przychody Rosji o znacznie większą wartość. Europejskie cięcia uszczuplają rosyjską kasę o 114 mln dol. dziennie w tym samym okresie.
W czasie gdy UE i USA próbują ograniczać korzystanie z rosyjskich surowców, Indie stały się jednym z krajów dostarczających jeszcze więcej pieniędzy do Rosji, skupując przecenione dostawy paliw. Od przełomu lutego i marca do maja kraj wydawał na rosyjską energię o około 65 milionów dolarów dziennie więcej. Ogólnie rzecz biorąc, od początku inwazji Rosja traciła dochody z paliw kopalnych w wysokości około 100 milionów dolarów dziennie. Pomimo zniżek na dostawy i utraty klientów, Rosja nadal zarabia prawie 40 proc. więcej na swoim eksporcie energii w porównaniu z majem 2021 r., ponieważ ceny na światowym rynku sięgają szczytów.
Złoty zemdlał kolejny raz…
Złoty znów widocznie słabnie wobec głównych walut globalnych. Kursy euro i franka wspięły się na najwyższe poziomy od marca, a dolar jest najdroższy od 2000 r. W środę rano nadeszła kolejna fala osłabienia. Przed 10:00 kurs EUR/PLN wrócił w okolice 4,77, USD/PLN: 4,65, CHF/PLN: 4,80, a GBP/PLN: 5,56. W kolejnej godzinie kursy przebiły wczorajsze szczyty. Po 13:00 za euro płaco na rynku forex 4,80 zł, za dolara: 4,70 zł, za franka: 4,84 zł, a za funta: 5,60 zł. Co ciekawe złoty traci dziś 1 proc. również w stosunku do korony czeskiej.
Zdaniem ekonomistów ING ryzyko dalszego osłabienia złotego wobec dolara jest wysokie. “Powodem czynniki krajowe i zagraniczne. €/US$ może wkrótce osiągnąć parytet, bo rośnie ryzyko dalszych dostaw gazu z Rosji, a to rodzi większe ryzyko recesji w Europie niż USA” – piszą na Twitterze. Analitycy Santander Bank Polska również dostrzegają możliwość osiągnięcia parytetu na eurodolarze. “Wobec utrzymującego się ryzyka fragmentacji rynków długu strefy euro, oraz braku jasności co do ostatecznego kształtu nowego antyfragmentacyjnego instrumentu EBC, EURUSD wydaje się mieć wciąż potencjał do spadku” – twierdzą. Ekonomiści ING wskazują również krajowe czynniki sprzyjające deprecjacji złotego. “Psują się fundamenty PLN: oparty o konsumpcję wzrost PKB i drogie surowce pogłębiają deficyt w C/A; RPP złagodziła retorykę mimo silnych ryzyk inflacyjnych. U sąsiadów podobne zachowania wywołały silne osłabienie forinta, korony czeskiej (interwencje), potem podwyżki 180-125pb.” – piszą.