Raport walutowy
Dolar amerykański utrzymuje się się we wtorek tuż poniżej wieloletnich szczytów. Inwestorzy w tym momencie czekają na środową decyzję Rezerwy Federalnej (Fed) w sprawie stóp procentowych i jednocześnie zastanawiają się, czy sygnały o spowalniającej gospodarce mogą spowodować odejście od skupiania się na rekordowo wysokiej inflacji. Euro rosło o 0,21% do 1,0240 dol., ale aprecjacja została powstrzymana przez niepewność co do bezpieczeństwa energetycznego Europy, któremu nie pomaga zbliżające się ograniczenie przepływu rosyjskiego gazu na zachód. Obecnie para EUR/USD stoi w miejscu w porównaniu do poniedziałkowej sesji i notowania wynoszą 1,0218 dol. Fed podsumuje w środę dwudniowe posiedzenie dotyczące polityki pieniężnej. Inwestorzy zmniejszają oczekiwania, ponieważ rynki próbują określić, czy lub kiedy decydenci mogą wstrzymać wysiłki na rzecz walki z inflacją w obliczu sygnałów, że gospodarka zaczyna zwalniać.
Ceny kontraktów terminowych wskazują na podwyżkę stóp o 75 punktów bazowych (bp) z 10-procentowym ryzykiem 100 bp. – Nie wydaje mi się, żeby rynek miał bardzo dobre, pewne przeczucie, że będzie to jedna lub druga niespodzianka. Co jest wystarczające, aby utrzymać dolara w miejscu – powiedział Imre Speizer, analityk Westpac. Indeks dolara amerykańskiego znajduje się na poziomie 106,46, w niedużej odległości od 20-letniego maksimum 109,290 osiągniętego w połowie lipca, ponieważ zielony czerpie siłę z oczekiwań na podwyżki stóp w USA. Jednocześnie jest bezpieczną przystanią w obliczu ryzyka spowolnienia gospodarczego na całym świecie. Ostrzeżenie o zyskach Walmartu opublikowanego w poniedziałek pokazało, że klienci zaciskają pasa, jest najnowszym sygnałem, że sytuacja staje się trudna, po kilku bardziej miękkich niż oczekiwano publikacjach danych z USA i Europy.
Dolary australijski i nowozelandzki nieznacznie zyskują we wtorkowy poranek. Dolar australijski osiągnął jednomiesięczny szczyt na poziomie 0,6984 dol., a ostatnio notowany był po 0,6970, przebijając się powyżej swojej 50-dniowej średniej ruchomej, podczas gdy inwestorzy czekali na środowe dane dotyczące inflacji. Główne ceny konsumpcyjne utrzymują się w okolicach 6,2% rok do roku, co jest najszybszym tempem wzrostu od ponad trzech dekad. Podwyżka o 50 pb jest również postrzegana jako najbardziej prawdopodobny ruch ze strony innego banku centralnego, a mianowicie Banku Anglii w przyszłym tygodniu, choć kurs funta nie reaguje na informacje z nadmiernym optymizmem. Nie zmienia to jednak faktu, że para walutowa GBP/USD wróciła nad psychologiczny poziom 1,20 dol. Notowania funta radzą sobie o poranku najlepiej i rosną najsilniej względem dolara o poranku. Za jednego GBP płaci się obecnie 1,2058 dol.
Złoto zyskuje
Notowania złota zachowują się dość spokojnie i zyskują we wtorek rano w oczekiwaniu na środową decyzję FOMC/Fed dotyczącą wysokości stopy procentowej. Cena złota we wtorek rano o 0,23% do 1722 dol. za uncję odzyskując część strat z poniedziałkowej sesji. Jeszcze w marcu tego roku na fali niepokoi związanych z inwazją Rosji na Ukrainę obserwowaliśmy gwałtowny rajd cen złota do nawet okolic 2070 dol. za uncję, ale tamta zwyżka jest już przeszłością, a notowania kruszcu opadły względem tamtych poziomów o 17%. Inwestorzy przygotowują się na poznanie rezultatu dwudniowego spotkania Fed (26-27 lipca), który pozostaje zaangażowany w walkę z inflacją. W trakcie posiedzenia zapadnie decyzja o poziomie stóp procentowych, a rynek spodziewa się kolejnego zdecydowanego kroku ze strony amerykańskiego banku centralnego, co oznacza, że domyślnym scenariuszem prognostów jest 75pb.
Taka wersja wydarzeń jest możliwa biorąc pod uwagę ostatnie decyzje SNB czy EBC, które starały się zaskoczyć rynki podnosząc stopy procentowe powyżej konsensusu oraz własnego “guidance“. Wracając do Fed, wśród komentatorów pojawiły się nawet głosy o podwyżce stopy procentowej o 100 pb. Uzasadniają oni swoje stanowisko tym, że wskaźnik inflacji CPI w USA zanotował największy wzrost od ponad 40 lat. – Tak naprawdę nie widzimy tutaj ogromnego przekonania rynku złota co do kierunku czy trendu. Wydaje się, że rynek przede wszystkim czeka na komunikat Fed. – stwierdził Ilya Spivak, analityk DailyFX. – Ponieważ Fed spieszy się, by doprowadzić politykę do poziomu neutralnego, to utrzymywało złoto w słabej kondycji przed każdą decyzją FOMC. Dane gospodarcze są słabe, co ostatecznie skomplikuje plany zacieśnienia Fed, ale na razie wydaje się, że podwyżki stóp na każdym posiedzeniu do końca roku są bezpiecznym założeniem. – skomentowali analitycy brokera OANDA. – Złoto nadal wygląda na słabe, gdyż walczy o znalezienie nabywców; zakupy ETF-ów zniknęły, sytuacja w Chinach z Covidem powinna utrzymywać popyt na metale szlachetne w dołku, a handel silnym dolarem nie chce zniknąć. Jeśli złoto nieśmiało naruszy poziom 1700 dol. przed decyzją FOMC, 1675 dol. zapewne okaże się potężnym wsparciem. – dodali.
Sankcje dobijają Rosję.
Pojawia się coraz więcej głosów sugerujących, że sankcje nie działają. Jednakże takie przekonanie nie jest oparte na faktach. Jest już pewne, że sankcje przynoszą efekty, a rosyjską gospodarkę czeka zagłada. Dowodzi tego badanie „Business Retreats and Sanctions Are Crippling the Russian Economy” autorstwa Jeffrey’a A. Sonnenfelda, Stevena Tiana, Franeka Sokolowskiego, Michala Wyrebkowskiego i Mateusza Kasprowicza, dane z innych źródeł i wiele badań. Eksport surowców ma dla Rosji ogromne znaczenie. To właśnie głównie on sprawia, że rosyjskie państwo funkcjonuje. Otóż jak wskazują wspomniani na początku artykułu badacze, całkowite dochody Rosji z eksportu surowców, w których w skład wchodzą zarówno podatki płacone przez branże zajmujące się tę aktywnością, jak i bezpośrednie dochody uzyskane ze sprzedaży, stanowią znacznie ponad połowę rosyjskiego budżetu. Co więcej zdaniem analityków obecnie stanowią one jeszcze większą część rosyjskich dochodów budżetowych, sięgającą nawet ponad 60 proc. Choć, warto zaznaczyć, że stosunkowo trudno to wyliczyć, ponieważ Kreml zaprzestał publikacji niekorzystnych danych finansowych i gospodarczych, do czego później wrócę. Z kolei sankcje nałożone przez Zachód na Rosję skutecznie odcinają ją od tego, najważniejszego dla niej źródła dochodów budżetowych. Choćby, z danych opracowanych przez portal Bloomberg, a zaprezentowanych na poniższym wykresie wynika wyraźnie, że już w maju przychody ze sprzedaży gazu i ropy znacznie spadły. W kwietniu wyniosły one ok. 1,81 bld rubli, a w maju już jedynie 871 mld rubli. Ostatni raz były one tak niskie na początku zeszłego roku, kiedy to baryłka ropy Brent kosztowała cały czas mniej niż 70 dolarów! Co więcej nawet po uwzględnieniu tego, że przychody podatkowe od eksporterów wspomnianych surowców wzrosły i tak analizowana działalność stała się mniej dochodowa dla Rosji. Otóż w maju całkowite dochody Rosji z eksportu gazu i ropy wyniosły 2 bln dolarów, wobec ok. 2,87 bln w kwietniu.
Co więcej, kraje, które postanowiły zwiększyć import surowców od Rosji, takie jak Chiny, Indie czy Arabia Saudyjska nie uratują rosyjskiego budżetu głównie z dwóch powodów. Po pierwsze kupują one surowce od agresora po znacznie zaniżonych cenach. Choćby aktualnie jedna baryłka uralskiej ropy jest tańsza o 35 dolarów od baryłki ropy Brent, a ta obecnie i tak aktualnie jest najtańsza od kilku miesięcy. Do tego wspomniane państwa nie wygenerują wystarczająco dużego popytu na gaz i ropę, którą Rosja dotychczas dostarczała na Zachód. Choćby z kwietniowej analizy ekonomistów PIE wynika, że gdyby UE wprowadziła wtedy embargo na rosyjskie surowce, to rocznie 202 mln baryłek ropy naftowej i 80 mld metrów sześciennych gazu dotychczas eksportowanych na Zachód nie znalazłoby żadnego kupca. Z drugiej strony rosyjski eksport surowców zaś ma małe znacznie w skali globalnej. Jak widać na zamieszczonym poniżej wykresie, rosyjskie dostawy nie stanowią więcej niż 10 proc. światowej podaży w wypadku jakiekolwiek surowca. Dzięki temu firmy, które dotychczas w całości polegały na rosyjskich surowcach, mogły bez większych problemów zmienić dostawcę. Choćby Boeing przed inwazją tytan potrzebny do produkcji samolotów kupował wyłącznie od agresora. Jednakże po rozpoczęciu przez Rosję wojny, bez wywołania żadnych zakłóceń w produkcji, płynnie zmienił dostawcę tego metalu.
Co warto zaznaczyć, nie tylko przedsiębiorstwa, ale również całe kraje są w stanie relatywnie płynnie odejść od ich sprowadzania. Co prawda nie jest to zadanie łatwe, szczególnie w przypadku gazu, ale jak najbardziej wykonalne. Jak wskazują choćby analitycy MFW, spadek PKB na skutek odłączenia UE od rosyjskiego gazu może być praktycznie nieodczuwalny, jeśli europejskie państwa podejmą odpowiednie działania. Jednakże sankcje nałożone na import zdają się działać z jeszcze większą siłą niż te na eksport. Otóż jak informują ekonomiści PIE przetwórstwo przemysłowe, odpowiadające za 14,8 proc. PKB Rosji, jest uzależnione od importu maszyn. W państwie tym produkuje się maszyny co do zasady niskiej jakości, więc tamtejsi przedsiębiorcy sprowadzają je głównie z zagranicy. Jednakże teraz nie mogą tego sprawnie robić ze względu na nałożone przez wiele państw sankcje na eksport dóbr, szczególnie tych zaawansowanych technologicznie, do tego agresora. Co warto zaznaczyć, sankcje przyniosły oczekiwany rezultat i obecnie nawet państwa, które nie nałożyły ich na Rosję, znacznie mniej eksportują do tego państwa. Co więcej na to, że brak zachodnich dóbr jest w Rosji bardzo problematyczny, wskazują nawet tamtejsi przedsiębiorcy., Rosjanie nie zastąpią brakujących dóbr krajową produkcją, gdyż tamtejszy przemysł jest bardzo nieefektywny. Choćby obecnie Aerofłot, mimo prób nie jest w stanie uzyskać części do samolotów wyprodukowanych przez krajowy przemysł. Powoduje to, że uzyskuje on je z samolotów, które ukradł od zachodnich linii lotniczych. Jednakże chyba jeszcze dobitniej niezdolność Rosji w zastąpieniu dóbr sprowadzonych z Zachodu, tymi krajowymi obrazuje przykład burgerów. Otóż po tym, jak McDonald wycofał się z Rosji, Rosjanie otworzyli swój zamiennik „Vkusno i Tochka” (pol. „Smaczne i kropka”). Jednakże, na razie sieć ta zasłynęła jedynie ze sprzedawania burgerów ze spleśniałymi bułkami i zepsutymi sosami.
Do tego warto zaznaczyć, że międzynarodowe firmy również zaszkodziły Rosji. Łącznie ok. 1000 międzynarodowych przedsiębiorstw, które wycofały się z tego kraju, odpowiadało za aż ok. 40 proc. rosyjskiego PKB i zatrudniało ok. 1 mln pracowników, co jak wskazują badacze, jest ogromnym ciosem dla rosyjskiej gospodarki. W obliczu tych wszystkich faktów pojawia się pytanie, jak można sądzić, że sankcje nie działają albo, że wyrządzają więcej szkód Zachodowi, niż Rosji? Jak wskazują badacze, najpewniej popularność tego typu przekonań wynika w dużej mierze z celowej działalności Kremla. Otóż Rosja przestała wydawać publikację dotyczące jej gospodarki, które mogłyby ukazać ją w niekorzystnym świecie. Co warto zaznaczyć lista raportów, których Rosja zaprzestała publikacji, jest całkiem spora. Z kolei analitycy szukającym danych o sytuacji w Rosji, zależy na znalezieniu, takich jak najbardziej aktualnych i najlepiej opublikowanych przez oficjalne instytucje. Jednakże takie dane obecnie przedstawiają sytuację gospodarczą w Rosji w zdecydowanie zbyt korzystnym świetle. Z tego powodu najpewniej wielu analityków dochodzi do mylnego wniosku, iż sankcje nie działają.