FED działa jak służba leśna?

System finansowy pod wieloma względami przypomina las. Oba są złożonymi ekosystemami i jak się okazuje, oba są bardzo podatne na wymykające się spod kontroli zjawiska. Lasy podlegają procesowi regulacyjnemu w postaci pożarów, które powodują obrót gatunkami i sprzyjają rozwojowi najbardziej odpowiadającemu warunkom danego ekosystemu. Pożary to zdrowe „korekty” lasu, podobnie jak systemy finansowe, ale tylko wtedy, gdy pozwala się im płonąć zgodnie z zamierzeniami natury. Mark Spitznagel jest założycielem i dyrektorem inwestycyjnym Universa Investments oraz autorem książki Safe Haven: Investing for Financial Storms. W szczególnym przypadku, gdy wszystkie zdrowe, korygujące pożary zostaną stłumione, co często ma miejsce dzięki dobrej woli leśniczych, w ekosystemie narastają zakłócenia. Rośliny, które inaczej nigdy nie byłyby w stanie rozkwitnąć, teraz robią to. Równowaga ognioodporności flory (np. między drzewami iglastymi a okrytozalążkowymi) oraz nagromadzenie martwego drewna w systemie powoduje, że cały las jest wysoce palny. To, co kiedyś było procesem oczyszczania, teraz staje się procesem wysoce destrukcyjnym. Płomień, który mógłby ożywić ekosystem, staje się zaraźliwym piekłem, które może go całkowicie zniszczyć. Fed podejmuje podobne interwencje jak strażnicy lasów, wszystko w imię ochrony. Fed agresywnie gasił minione pożary, obniżając stopy procentowe, a ostatnio wykupując dług publiczny, a nawet prywatny (lub „poluzowanie ilościowe”). Te desperackie działania w końcu poskutkowały powstrzymaniem szalejących i rozprzestrzeniających się pożarów. Nazwijmy ten krach gospodarczy „reżimem piekła”.

Jeśli spojrzymy szerzej na typowy cykl gospodarczy, zobaczymy, że jest on spowodowany najpierw zalewaniem płynności przez Fed, a następnie zaostrzeniem poprzez przykręcenie, a nawet zakręcenie tych kurków, aż w końcu i nieuchronnie wybuchnie piekło. Fed musi gorączkowo pracować, aby ponownie ugasić niszczycielski płomień. Im bardziej tłumi w ten sposób mniejsze pożary, tym większe jest ostateczne piekło. Cykl ten powtarzał się niezliczoną ilość razy, przynajmniej od czasu objęcia przez Alana Greenspana funkcji przewodniczącego Fed w latach 80-tych. Problem w naszym dzisiejszym ekosystemie finansowym polega na tym, że ta polityka tłumienia rozrosła się do skrajnej, bezprecedensowej skali. Poziom całkowitego zadłużenia w poprzednich krachach, w stosunku do wielkości gospodarki, wzrósł wielokrotnie. Ten dług i dźwignia sprawiają, że system finansowy jest jeszcze bardziej łatwopalny, ponieważ wyższe stopy procentowe sprawiają, że są one nie do utrzymania dla ich posiadaczy.

 

Demografia (i nie tylko) zmorą Putina

Cały cywilizowany świat niecierpliwie czeka na prawdziwy początek oddziaływania sankcji gospodarczych nałożonych na terrorystyczne państwo jakim jest Rosja po ataku na Ukrainę. Kremlowski zbrodniczy reżim ma jednak także inne poważne problemy. Załamanie demograficzne w Rosji przyśpieszą za sprawą wojny, emigracji, spadającego wskaźnika urodzeń oraz ujemnego przyrostu naturalnego.  Jakakolwiek misja stabilizacji demograficznej w Rosji nie jest w stanie się powieść. Trwający od początku wojny exodus wyspecjalizowanej siły roboczej, postępujący ujemny przyrost naturalny, spadający wskaźnik urodzeń oraz mobilizacja wojskowa powodują, że demografia ulegnie załamaniu. Przez większość obecnego stulecia Rosja notowała ujemny przyrost naturalny (liczba zgonów przewyższała liczbę urodzeń). Jedynie w latach 2012-2015 nastąpiła poprawa i przyrost naturalny oscylował w okolicach zera. Jednak od 2016 r. ponownie notowany jest niekorzystny trend demograficzny, który zostanie spotęgowany przez rosyjską agresję na Ukrainie. Z prognoz Igora Efremowa (Instytut Gajdara) wynika, że do 2024 r. liczba urodzeń wyniesie zaledwie milion, co byłoby najniższym wynikiem w historii. Jeżeli jednocześnie wskaźnik zgonów utrzyma się na swoim dotychczasowym trendzie (warto pamiętać, że Rosja wciąż zmaga się z pandemią), wówczas może dojść do bezprecedensowego ubytku naturalnego na poziomie nawet 2 mln.

Kryzys demograficzny w Rosji trwa w zasadzie od lat 90. XX wieku, kiedy w czasie załamania gospodarczego i perturbacji politycznych (rozłam ZSRR) gwałtownie spadł wskaźnik dzietności z 2,22 w 1987 r. do 1,16 w 1999 r. Następne wskaźnik urodzeń zanotował nieznaczny wzrost. W 2015 r. wyniósł już 1,78, jednak kolejne lata to zjazd do 1,50 tuż przed wybuchem pandemii. Prognozy wskazują, że co najmniej do 2024 r. wskaźnik dzietności będzie dalej malał. Warto zaznaczyć, że w Rosji trwa exodus, który spotęgował się po ogłoszeniu mobilizacji przez Putina we wrześniu. Dane pokazują, że od tego czasu blisko 400 tys. Rosjan wyjechało do pobliskich krajów, aby ustrzec się przed wcieleniem do armii. Jednocześnie 200 tys. wstąpiło do wojska, co pokazuje, że więcej osób uciekło za granicę, aniżeli poddało się nakazowi. Igor Efremow, badacz i specjalista od demografii w Instytucie Gajdara uważa, że im dłużej potrwa mobilizacja, tym silniejszy będzie wpływ na demografię.

Jak szacuje Bloomberg Economics, potencjalny wzrost gospodarczy Rosji jest na poziomie 0,5 proc., co oznacza spadek o 2 pkt proc. w stosunku do poziomu sprzed wojny. Za ok. jedną czwartą spadku odpowiada kryzys demograficzny. Co ciekawe, dla Putina demografia wydaje się kwestią egzystencjalną, co niejednokrotnie podkreślał w swoich wypowiedziach. W zeszłym roku oświadczył, że „ratowanie narodu rosyjskiego jest naszym najwyższym narodowym priorytetem”. Inicjował także świadczenie społeczne, które miały przywrócić wskaźnik urodzeń na rosnący trend. Wprowadzono jednorazowe płatności dla matek oraz ulgi hipoteczne dla rodzin. Działania te nie miały jednak wymiernego wpływu na rosyjskie społeczeństwo. Wewnętrzny raport wskazuje, że w konsekwencji koronawirusa, wojny i odpływów migracyjnych rosyjska populacja skurczy się o blisko pół miliona do 2030 r. To by oznaczało spadek do ok. 143,5 mln populacji do końca obecnej dekady. Zakładając jednak kontynuowanie mobilizacji wojskowej, krach demograficzny okazać się może jeszcze głębszy. Agresja Putina na Ukrainę wywołała ciąg zdarzeń, które pogrążą Rosję w długoletnim kryzysie demograficznym. Rosyjska gospodarka przestaje być konkurencyjna dla specjalistów i nie będzie w stanie przez lata przyciągnąć rodaków, którzy wyjechali w czasie wojny. Mobilizacja wojskowa z jednej strony wysłała niewyszkolonych żołnierzy na pole bitwy, a z drugiej strony zintensyfikowała exodus, co spotęguje załamanie populacji. Za sprawą zachodnich sankcji, gospodarka Rosji znajdzie się w kilkuletniej stagnacji, sprawiając, że sytuacja materialna nie będzie zachęcać do posiadania dzieci. Innymi słowy, Federację Rosyjską czeka zapaść demograficzna, której skutki będą odczuwalne przez dziesięciolecia.

Rosyjska gospodarka często była nazywana kolosem na glinianych nogach. Tymczasem w 2020 r. pod względem PKB była to 11. gospodarka świata. Państwo rosyjskie w największej mierze stoi na eksporcie surowców. Przed wojną i falą sankcji Rosja odpowiadała za 2 proc. światowego PKB.  PKB Rosji w 2021 r. wyniósł 1,65 bln dol., co wystarczyło, by uczynić kraj 11. gospodarką świata. Wyliczenia ekonomistów wskazują, że po sankcjach Rosja spadnie w okolice 22. pozycji. Statystyczny Rosjanin mieszka w mieście, zarabia miesięcznie niespełna 60 tys. rubli co dziś odpowiada wartości ok. 2,4 tys. zł miesięcznie i najprawdopodobniej trzyma ładę w garażu. Oczywiście pod warunkiem, że go ma. A to wcale nie jest takie pewne, bo jak wynika z danych tamtejszego urzędu statystycznego, wciąż nawet 35 mln obywateli Rosji nie ma w domu nawet toalety. Muszą więc albo korzystać z tych ogólnodostępnych (np. na klatkach schodowych) albo zamontować tzw. sławojkę za domem.  W raporcie rządowej agencji Rosstat z 2019 r. znalazła się również informacja, że statystycznego Rosjanina stać na zaledwie dwie pary butów w ciągu roku. Znajdziemy też  informację, że ponad 14 proc. Rosjan nie ma dostępu do bieżącej wody, pochodzącej z bezpiecznego i oficjalnego źródła. Oraz że tylko co siódmy metr sześcienny ścieków jest w Rosji prawidłowo oczyszczany. W 2019 r. aż 80 proc. Rosjan przyznawało, że przeżycie “do pierwszego” stanowi dla nich większy lub mniejszy problem. Jeden na ośmiu Rosjan musi przeżyć za równowartość zaledwie 5,5 dol. dziennie. Ponad 140-milionowe państwo na wsparcie socjalne dla najbiedniejszych przeznacza nieco ponad 10 proc. swojego PKB. Dla porównania, na armię idzie ponad 4 proc. wartości gospodarki. Wszystko jest jednak kwestią priorytetów.

 

Chińskie sny o potędze

Prezydent Xi Jinpinga ponownie zobowiązał się do przekształcenia Chin w „kraj średnio rozwinięty” do 2035 roku. Aby spełnić ten plan, chińska gospodarka powinna podwoić swój rozmiar z 2020 roku, uważają ekonomiści. To ambitny cel biorąc pod uwagę wolniejszą ścieżkę wzrostu tego kraju. Xi powiedział w na kongresie Partii Komunistycznej w niedzielę, że produkt krajowy brutto na mieszkańca odnotuje „nowy, gigantyczny skok”, aby osiągnąć poziom średnio rozwiniętego kraju do 2035 roku. Chociaż nie ma jasnej definicji, jaki poziom dochodów kwalifikowałby kraj do miana średnio rozwiniętego, ekonomiści z UBS AG i Macquarie Group twierdzą, że oznacza to podwojenie PKB i dochodu na mieszkańca w ciągu 15 lat do 2035 roku. To wymaga średniorocznego tempa wzrostu PKB na poziomie około 4,7 proc. w tym okresie, co byłoby trudne do osiągnięcia, powiedzieli. „Sądzimy, że w tej dekadzie potencjalny wzrost Chin może wynieść średnio 4-4,5 proc. rocznie i obniżyć się po 2030 roku” – napisali w niedzielnej nocie Tao Wang i Ning Zhang z UBS.

Ekonomiści ankietowani przez Bloomberga przewidują wzrost PKB o zaledwie 3,3 proc. w tym roku ze względu na rygorystyczne ograniczenia rządowe mające na celu powstrzymanie epidemii Covid-19 i trwałego załamania na rynku nieruchomości. Byłoby to znacznie poniżej oficjalnego celu wynoszącego około 5,5 proc., ustalonego na początku roku. Byłby to jedocześnie pierwszy przypadek, w którym Pekin traci swój cel w tak dużym wymiarze. „Najwyraźniejszym wnioskiem z przemówienia na kongresie partii Xi Jinpinga jest to, że wzrost pozostaje najwyższym priorytetem gospodarczym – ale kładzie się dodatkowy nacisk na samodzielność ekonomiczną i niezależność technologiczną, co prawdopodobnie odzwierciedla rosnące napięcie z USA”. Cel „per capita” oznacza średni wzrost o 4,7 proc. w latach 2021-2035. Prognozujemy średnio 4,4 proc. za ten okres. Przed pandemią oczekiwaliśmy 4,8 proc.”, uważają ekonomiści Bloomberga Chang Shu i David Qu. Analitycy Morgan Stanley, w tym Robin Xing, szacują, że cel stania się krajem średnio rozwiniętym oznacza, że PKB Chin na mieszkańca będzie musiał wzrosnąć do 20 000 USD z 12 500 USD w 2021 roku.