Jadą sanie drewniane
zimnym wiatrem rzeźbione
Jadą sanie w nieznane
z drzewa świerkowego zrobione
Sosnowymi gałązkami wysłane
jarzębiną i deszczem przybrane
Jadą sanie zmrożone
śnieżnobiałe konie
melodią dzwoneczków zaprzężone
Unoszą się nad ziemią
gwiazdy sypią się spod płóz
Na Zimowy Bal jadą
Śnieżna Dama i Surowy Mróz
Ona w sukni z białego puchu
owinięta szalem z polarnej zorzy
Oczy ma zimne, smutnie błękitne
a włosy ostre jak tysiące noży
Policzki blade, usta zmarznięte
na ramionach pochmurne futerko
stratusy na niebie rozpięte
On w kożuchu niedźwiedzim
z brunatnego włosia
Z twarzą o groźnych rysach
z głosem ryczącego łosia
Swym oddechem zamraża
wodę w lustra przeistacza
W nich nad surową urodą
Śnieżna Dama rozpacza
Grad z nieba leci
wodne klejnoty, zmrożone łzy
Kołdra śniegu pokrywa świat
paraliżuje błękit
szron na szybach maluje sny
Świetliste konie przewodzą saniami
Niepojęta siła podkutej błyskawicy
W huragan zaklęte
w szum wiatru zasłuchane
w śpiew szalonego woźnicy
On swoje szpony
w śnieżne grzywy ma wpięte
Jadą sanie w nieznane
Zima na równikowej kolejce
Świat uśpiła swym jadem
Szkwał uderza w lejce
Życie podąża jej śladem
kulig ze zmrożonym sercem
gdzie przeznaczenie
jest nieznajomym miejscem
Kołomir, nieustający wóz
Na Zimowy Bal jadą
Śnieżna Dama i Surowy Mróz
PAWEŁ JAĆKIEWICZ
Kraków/Naperville