Niby jest tak pięknie, wychodzimy z kryzysu, rośnie liczba nowych miejsc pracy i systematycznie wzrasta sprzedaż domów ale przy okazji jakby mniejszą uwagę zwraca się na zjawisko mocno niepokojące. W istocie stanowiące prawdziwą bombę z opóźnionym zapłonem. Mianowicie systematycznie, do już mocno niepokojących rozmiarów, rośnie dług publiczny Stanów Zjednoczonych. Niewielką większością głosów Senat USA zgodził się w czwartek na podniesienie ustawowego górnego pułapu zadłużenia państwa do 14,3 bilionów dolarów, co pozwoli Ministerstwu Skarbu na zasilanie budżetu dalszymi pożyczkami przez większość 2010 roku.
Izba Reprezentantów będzie głosować w tej sprawie w przyszłym tygodniu. Po zatwierdzeniu ustawy przez parlament i jej podpisaniu przez prezydenta Baracka Obamę nowy limit nabierze mocy prawnej.
Jak się oczekuje, ministerstwo skarbu w ciągu najbliższych tygodni przekroczy obowiązujący od grudnia obecny pułap zadłużenia wynoszący 12,4 bilionów dolarów.
Dług publiczny Stanów Zjednoczonych zwiększył się ponad dwukrotnie przez ostatnią dekadę w sytuacji, gdy poprzedni prezydent George W. Bush obniżył podatki, forsując jednocześnie wydatki na wojny w Iraku i Afganistanie oraz dopłaty do leków sprzedawanych na recepty osobom starszym.
W ubiegłym roku budżetowym wydatki rządu USA były o rekordowe 1,4 biliona dolarów większe od jego dochodów, a ponadpartyjne Kongresowe Biuro Budżetowe (CBO) przewiduje, że obecny rok zamknie się deficytem na poziomie 1,35 biliona. Rok budżetowy w Stanach Zjednoczonych biegnie od października do września.
PAP, meritum.us