Dzisiaj doszło do katastrofy boeinga 737 kolumbijskich linii lotniczych, który podczas lądowania w czasie burzy z wyładowaniami atmosferycznymi na wyspie San Andres położonej na Morzu Karaibskim rozbił się, łamiąc na trzy części. Z pierwszych ekspertyz wynika, iż do wypadku doszło w wyniku uderzenia w samolot pioruna, ale dramatyczne zdarzenie miało nieprawdopodobnie szczęśliwy finał: z lecących maszyną 131 osób śmierć poniosła tylko jedna, w dodatku w wyniku zawału serca.
Według przedstawiciela kolumbijskich sił powietrznych płk. Davida Barrero samolot został trafiony przez piorun przed samym zakończeniem manewru lądowania na jedynym lotnisku wyspy San Andres, będącej turystycznym ośrodkiem położonym 120 mil na wschód od wybrzeży Nikaragui. Boeingiem 737-100 leciało 125 pasażerów i sześciu członków załogi, a była to maszyna kolumbijskich linii Aires lot 8520.
Śmierć poniósł tylko 68-letni Amar Fernandez de Barreto, przy czym zmarł na zawał serca, czyli można domniemywać, że nie wytrzymał napięcia związanego z dramaturgią wydarzeń.
– To był prawdziwy cud i musimy dziękować Bogu, że wypadek skończył się tak szczęśliwie – powiedział gubernator wyspy Pedro Gallardo.
LP meritum.us