0603-bialy-domKolejny polityk opuszcza Baracka Obamę. Tym razem z Białego Dom odchodzi doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego prezydenta USA, emerytowany generał James Jones. Fotel Jonesa zajmie jego dotychczasowy zastępca Thomas E. Donilon. Zdaje się, iż twierdzenie o naturalnej rotacji na najwyższych szczeblach administracji państwowej jest robieniem dobrej miny do złej gry. Seryjne dymisje polityków ze świecznika przybierają formę epidemii. Czyżby najbliższe otoczenie Obamy ogarnęło zwątpienie w skuteczność poczynań obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych? Fala odejść może też zwiastować zmianę kursu Białego Domu, stąd konieczne wydaje się przewietrzenie gabinetów. Tak czy inaczej, skala obecnych roszad na najwyższych szczeblach władzy jest w najnowszej historii Ameryki ewenementem. No, ale czasy mamy też nietypowe. Pełne napięć i kryzysu finansowego, jakiego USA nie widziały od niemal 80 lat.

O dymisji Jonesa mówiło się w Waszyngtonie od dłuższego czasu. Przedstawiciele administracji zwracają uwagę, że obejmując swoje stanowisko generał od początku planował, że pozostanie na nim tylko około dwóch lat.

Jego decyzja, aby ogłosić dymisję już teraz, przed wyborami do Kongresu, zaskoczyła obserwatorów – spodziewali się oni, że oznajmi o tym dopiero pod koniec roku.

W ostatnich tygodniach personel Białego Domu krytykował Jonesa za jego wypowiedzi w rozmowach z Bobem Woodwardem, wykorzystane przez tego słynnego dziennikarza w jego książce “Obama’s Wars” (wojny Obamy), która ujawniła spory w kierownictwie administracji na temat dalszej strategii w Afganistanie.

Jones, generał piechoty morskiej i były naczelny dowódca sił NATO, uchodził za zwolennika aktywnego zaangażowania USA na arenie międzynarodowej, politycznie związanego z sekretarz stanu Hillary Clinton.

Donilon, w odróżnieniu od Jonesa, nie ma doświadczenia wojskowego i jego kariera jest typową karierą politycznego stratega Partii Demokratycznej. Wspierał kampanie wyborcze kilku kandydatów prezydenckich tej partii i pracował w demokratycznych administracjach, m.in prezydenta Billa Clintona w latach 90. Uważany jest za politycznego sojusznika wiceprezydenta Joe Bidena, z którym długo współpracował. Biden opowiadał się za redukcją liczby wojsk amerykańskich w Afganistanie, odwrotnie niż Pentagon.

LP meritum.us, PAP