zbyszek-ccSpoglądając na kolejny nowy rok, warto przytoczyć powiedzenie Petera Druckera: – Nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości. Trzymaj się twardo teraźniejszości.

Teraźniejszość dzisiaj jest bardziej śliska do oceny niż zwykle, z osobliwego powodu:  jest tak bardzo podobna do przełomu 2009/2010. Prawie nic się nie zmieniło. Oprocentowania takie same, prawie 5% na pożyczkach hipotecznych, prawie 3.5% na 10-letniej nocie, spodziewany wzrost wtedy tak samo jak teraz. Sytuacja na rynku pracy taka sama, i tak samo niedostateczne wpływy z podatków. Spodziewano się znacznej poprawy gospodarki,  która już wykazywała oznaki ożywienia, czyniąc tym samym QE1 i kredyty dla kupujących domy niepotrzebnymi, zresztą oba miały wygasnąć wiosną 2010.

Oczywiście te oczekiwania wtedy były niesłuszne, ale nie stanowią przeszkody dla dzisiejszych jasnowidzów ekonomicznych, widzących przyspieszenie ekonomiczne w trakcie. Gospodarka  rzeczywiście jest w lepszym stanie niż w latem tego roku, ale nie widać nowego paliwa potrzebnego do kontynuacji wzrostu. Faktycznie, porównując do zeszłego roku, przeszkody wydają się być silniejsze niż rok temu: stymulus z 2009 rozpłynął się pozostawiając stanowe i lokalne gospodarki z brakami budżetowymi, gospodarka mieszkaniowa wyraźnie w gorszej sytuacji, i bez szans na nową politykę interwencyjną.

Poza niespełnionym wzrostem ekonomicznym, tylko dwie specyficzne ekonomiczne niespodzianki w 2010: Europa wpada w kryzys walutowy i lewe skrzydło partii Demokratycznej doznaje klęski (historycznie największej) w ostatnich wyborach.

Ta osobliwa stabilność prosi się o inny rodzaj prognozy ekonomicznej, odmiennej od zwykłego amerykańskiego centrowego podejścia;  ekonomiczna globalizacja następuje w tempie poza możliwością zrozumienia.

Mamy dzisiaj trzy główne „źródła niestabilności”, wszystkie trzy muszą wybuchnąć, to tylko kwestia czasu, wszystkie trzy wystarczająco silne aby być w stanie budować napięcie przez kilka następnych lat. Mieliśmy okazje odczucia próbek każdej, i wszystkie trzy działają jak naczynia połączone: europejski kryzys walutowy, niestabilność fiskalna US i chińskie manipulacje handlowe przy hiperbolicznym wzroście gospodarczym.

Europa

Można nabawić się odcisków politycznych lub zostać nazwanym rasistą za twierdzenie, że podziały kulturowe i nacjonalistyczne są trwałe i mają znaczenie przez wieki.

Próbujemy pogodzić różne kulturowo ekonomie poprzez waluty. Mżonkowy światowy parytet złota nigdy nie pracował dłużej niż parę dekad i to tylko wśród najbogatszych krajów i kończył się przykro.

Waluty najbardziej produktywnych krajów nieuchronnie rosną w wartości. Te kraje sprzedają więcej dla innych, dostają zapłatę, gdy dostają zapłatę, ci kupujący stają się mniej zdolni do płacenia. Zaczynają kupować mniej lub płacić walutą zdeprecjonowaną w ten czy inny sposób, mniej wartą i przez to kupują mniej. Taka dewaluacja pozwala słabym sprzedawać ich własny eksport. Prawda znana od wieków.

Euro było próbą kulturalnej spójności, przy całkowitym jej braku. W czasie jednej dekady euro zostało „deutsche gelt”,  kontynentalnym więzieniem nie pozwalającym na ekonomiczne zmiany. Hiper-produktywne Niemcy upychają nadwyżki eksportowe w resztę Europy i na zewnątrz, euro-gelt leje się z powrotem i jest przetwarzany na pożyczki dla tych kupujących. Zapłata musi być zrobiona w euro-gelt , którego słabi nie są w stanie zarobić; ich eksport jest uwięziony w euro-gelt cenach. Aby być konkurencyjnym ich koszty robocizny muszą być obniżone, a co z tym jest związane – wartość rodzimych dóbr (domów, stocks), również spada zdolność spłacania pożyczek zagranicznych i krajowych.

Europa ma dwa rozwiązania: prawdziwa Unia lub rozpad. Niemcy mogą przeistoczyć się w konsumencką ekonomię i zostać importerem od reszty euro-zone, a pozostałe 16 krajów poddać swoją niepodległość, zaakceptować centralny urząd skarbu, jeden parlament i system podatkowy, i jeden system emerytalny.

To się nie stanie. Grupy kulturowe (nacjonalistyczne) są odporne.

W międzyczasie napięcie narasta. Członkowie Unii nie są w stanie spłacać rat swoich zadłużeń i są zmuszeni zredukować balans zadłużenia  przez pewien rodzaj niewypłacalności. Ich długi są trzymane przez banki bogatych, które robią dobrą minę, że ich pożyczki są bezpieczne (będą spłacone). Wszędzie w Europie po cichutku przelicza się koszt kontynuacji robienia dobrej miny versus całkowity rozpad Unii.

Moment rozpadu będzie bolesny, ale też oczyszczający – całkowity zwrot od fantazji do rozsądku. Im dłużej Europa będzie czekać tym boleśniejszy i  niszczący ten rozpad będzie.

US deficyt budżetowy

Nasi ostatni prezydenci swoje kompanie wyborcze oparli na centrum politycznym, a próbowali rządzić z ekstremalnych skrzydeł. Obie partie koncentrowały się na ekstremalnych skrzydłach wzorując się na destruktywnym Roveiźmie. Bardzo nierozsądnie. Ten kraj ma tylko jedną bazę, na której można polegać: – CENTER.

W ciągu dwu miesięcy od klęski lewicy, obie partie wróciły do rozsądku, współzawodnicząc o centrum wyborcze. Lewica utraciła miejsca tym razem, ale Prawica usłyszała komunikat wyborców. Nasi ustawodawcy osiągnęli (legislacyjnie) w ostatnich dwu (lame-duck) miesiącach więcej niż reszta administracji Obamy i większość poprzedniej: przedłużenie cięć podatkowych prezydenta Busha, częściowe zawieszenie FICA, przedłużenie czasu otrzymywania zasiłków dla bezrobotnych, ratyfikacja START i zniesienie wojskowej zasady traktowania homoseksualistów „don’t-ask-don’t-tell”.

Wiceprezydent Joe Biden wynegocjował z  Partią Republikańską możliwość przegłosowania większości ustaw ale jednocześnie posłał lewemu skrzydłu „swojej” partii brutalny sygnał,  zawiadamiając ją dopiero po fakcie. Niespotykana rzecz od czasu układu prezydenta Clintona z Partią Republikańską w 1993 roku, pozwalającego na zbalansowanie budżetu.

Poza tym Clintonowskim momentem budżet Stanów Zjednoczonych był poza kontrolą od 1963 roku. Cały kraj jest przerażony deficytem i bliski stanu ekonomicznego paraliżu, lub może nawet w nim jest. Przerażony dla nas samych i dla naszych dzieci i wnuków. Każdy w centrum politycznym rozumie, że ani prawe skrzydło Gov. Palin ani lewe Rep. Pelosi nie będzie w stanie przeforsować swoich propozycji i wie, że nikt nie będzie zadowolony z proponowanych a koniecznych wyrzeczeń, jak również, że w końcowym rezultacie dyscyplina finansowa jest niezbędna.

Gdy ludzie zdecydują się na jakieś rozwiązanie, politycy będą się rozpychać łokciami aby za nimi nadążyć.

CHINY

Czarna skrzynka wszech czasów. Churchill nazwał kiedyś Rosję „A riddle wrapped in a mystery inside an enigma…”(zagadka zawinięta w tajemnicę wewnątrz enigmy…). Chiny są tak wielkie i rosną tak szybko, że same nie mogą wiedzieć co z nimi się dzieje.

Wracamy do zasady handlu i waluty. Jeżeli dany kraj ma dużą nadwyżkę eksportu nad importem wcześniej czy później jego waluta urośnie w wartości. Można zaprzeczać, przekręcać, opóźniać, ale wcześniej czy później rewaluacja musi nastąpić. W następstwie takie uniki będą miały wewnętrzne konsekwencje: trzeba umieścić swoje bogactwo „gdzieś” tak, aby nie miało wpływu na miejscową walutę, co automatycznie czyni skłonnym do nierealnego wzrostu (bubble) – patrz Japonia… Również, jeżeli przywiążesz swoją walutę do innej, zaimportujesz ich polisę monetarną: w tym przypadku superłatwa polisa US Fed doprowadza Chiny do przegrzania i inflacji (dla kontrastu w Europie narzucona przez Niemcy ciasna polityka monetarna miażdży UE). Pewność upadku więzi juana i dolara rodzi spekulacje, wszyscy próbują kupować aktywa wymienne w juanach, aby poczekać na dzień, kiedy juan wzrośnie. Ta przepychanka w oczekiwaniu na wzrost nadyma bańkę rynkową (bubble) i presję inflacyjną.

Raporty z Chin przez cały rok 2010 pokazują przyspieszenie spirali zarobkowo-cenowej.

Dwie zasady i lekcje z tej sytuacji.

Po pierwsze: nie mamy się co obawiać inflacji u nas, nasze zarobki są tłumione przez konkurencyjną zagraniczną siłę roboczą. Chiny nie mają niczego do przytłumienia swoich zarobków.

Po drugie: kiedy gospodarka kapitalistyczna wejdzie w spiralę zarobkowo-cenową nikt tego nie zatrzyma za wyjątkiem recesji. Im dłużej pozwoli się na inflację bez bólu tym boleśniejsze zakończenie; ale… można tak jechać przez lata (patrz Stany Zjednoczone, 1968-1980).  Chiński wzrost gospodarczy budował się w tempie około 10% rocznie przez ostatnie 20 lat, zjawisko niewyobrażalne od niepamiętnych czasów.

Nie mam pojęcia, które z tych „źródeł niestabilności” wybuchnie w 2011 roku,  jeśli któreś w ogóle? Albo wszystkie trzy. Każde z nich jest dosyć mocno rozpędzone. Popatrzmy znowu na Japonię: ich brak finansowej równowagi ciągnie się od 20 lat, ale czy pociągnie w 2011 r.,  wydając $1.1 tryliona przy $490 miliardach wpływów podatkowych, pożyczając 96% różnicy od samego siebie. Wymienione wcześniej trzy „Źródła niestabilności” są bardziej doraźne niż sytuacja Japonii. Gdy jedno wybuchnie, cały świat odczuje konsekwencje. Konsekwencje, które zwolnią światowy wzrost gospodarczy i wyhamują inflację.

W dodatku do wyhamowania inflacji rozwiązanie tych trzech przesilonych trendów będzie w zasadzie dobrą wiadomością. Po ich pokonaniu możemy śmiało wkroczyć do następnego rozdziału światowej gospodarki, i nic w ekonomicznej historii nie było bardziej obiecujące dla poziomu życia i dobra ludzkości.

W kończącym rok tygodniu, kontynuacja dobrych wyników ekonomicznych utrzymuje presję na długoterminowe oprocentowania.

The National Association of Realtors raportuje 3.5% wzrostu w “pending sales”(sprzedaż w toku) za listopad, chociaż dalej 9% poniżej 2009 roku.  Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych spadła do najniższego poziomu od 2008, trochę powyżej 400.000 tygodniowo.  Chicagowski ISM  (purchase managers indeks) wzrósł w grudniu, wskazując na możliwość dobrego wyniku w skali krajowej. Na gorszą nutę: „consumer confidence index” spadł w grudniu i październikowy Case/Schiller raport na temat cen domów był słabszy od przewidywanego.

Godni zaufania prognostycy (głównie Goldman Sachs) podnieśli prognozy GDP na 2011 z 2.5%-3.0% na 3.5%+. Jeżeli tak, i jeżeli potwierdzi się to w kreowaniu nowych miejsc pracy, ciężkie czasy na horyzoncie dla oprocentowań (pożyczek i obligacji).  Wskaźniki podaży/popytu nie są dla nas pomocne: QE2 wygląda na klapę, Fed pozbywa się portfela MBS (mortgage based securities) oraz Fannie and Freddie zaczyna gradualną redukcję swojego portfela w 2011 (po 10% rocznie).

Jakkolwiek oceny prognostyków ze stock market i biznesu różnią się od tych reprezentujących rynek nieruchomości i kredytu. Jest ekstremalnie trudne wyobrażenie sobie silnej, generalnej odbudowy gospodarczej, gdy rosną oprocentowania i rynek nieruchomości podupada, kreując nowe straty na rynkach finansowych i możliwości kredytowe są na zerowym poziomie (za wyjątkiem pożyczek dla największych korporacji).

Która grupa będzie miała rację? To będzie przyszłość oprocentowań pożyczek w roku 2011.

CENY @ OTWARCIE, 3 STYCZNIA 2011

10 yr note:                      93.22 -24/32 3.38% +9 bp

5 yr note:                        100.08 -10/32 2.07% +6 bp

2 Yr note:                        100.00 -1/32 0.63% +2 bp

30 yr bond:                     97.12 -38/32 4.41% +7 bp

Libor Rates:                    1 mo 0.260%; 3 mo 0.302%; 6 mo 0.455%; 1 yr 0.780%

30 yr FNMA 4.0 Jan:       @9:30 99.04 -16/32 (.50 bp) (+1/32 (.03 bp) frm 9:30 Friday)

15 yr FNMA 3.5 Jan:       @9:30 100.16 -10/32 (.31 bp) (+3/32 (.09 bp) frm 9:30 Friday)

30 yr GNMA 4.0 Jan:      @9:30 99.31 -14/32 (.44 bp) (+1/32 (.03 bp) frm 9:30 Friday)

15 yr GNMA 3.5 Jan:      @9:30 102.00 -14/32 (.44 bp) (+7/32 (.22 bp) frm 9:30 Friday)

Dollar/Yen:                    @9:45 81.63 +0.44 yen

Dollar/Euro:                  @9:45 $1.3319 -$0.0028

Gold Feb:                       @9:45 $1421.90 +$0.50

Crude Oil Feb:                @9:45 $92.33 +$0.95

DJIA:                              11,683.69 +106.18

NASDAQ:                        2693.38 +40.51

S&P 500:                        1271.66 +14.02

Zbyszek Karaś

meritum.us