Król Arabii Saudyjskiej chciał mieć samolot wyposażony tak, jak Air Force One prezydenta Busha. Prezydent Turcji zgodził się uznać Boeingi za najbardziej odpowiednie dla Turkish Airlines. Ale postawił warunek: NASA zaprosi astronautę z tego kraju do lotu kosmicznego.
Premier Bangladeszu domagała się od Departamentu Stanu USA przywrócenia dla narodowego przewoźnika Biman Bangladesh Airlines praw do lądowaniu na nowojorskim lotnisku. Powód tych targów był jeden — wszyscy byli w podobnej sytuacji: narodowy przewoźnik stał przed decyzją: kupić Airbusy, czy Boeingi.
To tylko kilka przykładów politycznych ingerencji w kontrakty między firmami ujawnione przez organizację WikiLeaks, źródło najbardziej sensacyjnych przecieków na świecie. Jest tam także polski wątek. Opisuje podchody przywódców europejskich starających się zmusić Polskę do zakupów w Europie, a nie za Atlantykiem.
Ambasador czy salesman
W każdej z tych spraw amerykańscy dyplomaci zachowywali się jak pracownicy działu marketingu. Przekonywali co do cen samolotów, ich możliwości i budowali wizje zachęt związanych z ich zakupem. Podobnie zachowywali się dyplomaci europejscy, nawet szefowie państw i rządów Unii Europejskiej, kiedy chodziło jakiś prestiżowy kontrakt dla Airbusa.
Dyplomatyczna korespondencja, przede wszystkim Departamentu Stanu USA, do której dotarł WikiLeaks dowodzi wykorzystywania wizyt państwowych na najwyższym szczeblu do dopinania zwykłych kontraktów handlowych. W dokumentach nie brak żądań łapówek, kiedy indziej wpłacenia konkretnych kwot na konta pośredników gotowych służyć jako„agenci”.
Ale i przedstawiciele Departamentu Stanu i samego Boeinga nie ukrywają, że rząd USA odgrywa ogromną rolę we wspieraniu sprzedaży samolotów i to pomimo podpisanego 30 lat temu porozumienia, w którym przywódcy USA i Unii Europejskiej zobowiązali się do odsunięcia polityki od takich transakcji. Podobnie robią i Europejczycy.
— Gospodarka Stanów Zjednoczonych w coraz większym stopniu jest uzależniona od eksportu do szybko rozwijających się krajów, takich jak Chiny, czy Indie, kraje Bliskiego Wschodu i Ameryki Łacińskiej — mówi otwarcie Robert D. Hormats, podsekretarz w Departamencie Stanu. W tej sytuacji lobbowanie na rzecz amerykańskich firm, aby mogły sprzedać drogie maszyny i urządzenia, takie jak właśnie samoloty, czy elektrownie jest w tej chwili w centrum strategii rządu Baracka Obamy w jego wysiłkach wyprowadzenia kraju z recesji.
Sprzedaż i polityka
Według informacji Departamentu Stanu, 70 proc. wpływów Boeinga to kontrakty eksportowe. A koncern jest największym eksporterem w USA. Przy tym każdy miliard dolarów sprzedaży (49,5 mld dol. w 2010) przekłada się na 11 tys. miejsc pracy w gospodarce amerykańskiej. Robert Hormats, który wcześniej był w zarządzie Goldman Sachsa nie ukrywa, że taka polityka nie jest niczym nadzwyczajnym. —To po prostu realia 21. wieku. Rządy w tej chwili odgrywają większą rolę we wspieraniu swoich firm, więc i my też musimy to robić — tłumaczy. Z jakiegoś powodu także jako konsultant w Airbusie został zatrudniony Charles A. Hamilton, który wcześniej pracował w Departamencie Obrony USA. Zastrzegając się, że wypowiada się wyłącznie w swoim imieniu, a nie w Airbusa mówi: — W końcu chodzi tylko o to, aby doszło do kontraktu. Jeśli któraś strona czuje, że traci ważną umowę, zrobi wszystko, aby uratować kontrakt. Nieoficjalnie przedstawiciele Airbusa mówią, że sprzedaż samolotów pasażerskich nie jest całkowicie oddzielona od polityki.
W listopadzie 2010 narodowy przewoźnik Arabii Saudyjskiej Saudi Arabian Airlines kupił 12 Boeingów 777-300ER z opcją na kupno 10 następnych. Wartość kontraktu, według cen katalogowych, to 3,3 mld dol. Targi na jakich warunkach będą one kupione trwały kilka lat i amerykańscy dyplomaci byli tam wyjątkowo aktywni. Pod koniec 2006 roku wysoki urzędnik Departamentu Handlu, Israel Hernandez osobiście doręczył królowi Abdullahowi list George W. Busha. Prezydent USA przekonywał w nim saudyjskiego monarchę, że Saudi Arabian Airlines powinny kupić przynajmniej 43 odrzutowce, a dodatkowo jeszcze 13 maszyn dla uzupełnienia królewskiej floty.
(…)
Danuta Walewska
rp.pl
aby przeczytać całość kliknij tutaj