W Afganistanie eskalacja starć zbrojnych, a liczba zabitych żołnierzy wojsk sprzymierzonych niestety znacząco rośnie. W miniony weekend doszło do dwóch strat potężnych helikopterów Chinook. Wiadomo już na pewno, że w jednym wypadku miało miejsce zestrzelenie śmigłowca, a w katastrofie zginęło 38 osób, w tym 30 żołnierzy amerykańskich. W drugim śmierć miałoby ponieść 33 żołnierzy. W obu przypadkach talibowie przypisują sobie zestrzelenie maszyn pociskami rakietowymi, jakkolwiek w drugim przypadku mogła mieć miejsce tylko awaria helikoptera.
Międzynarodowe Siły Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) w Afganistanie, dowodzone przez NATO, ujawniły, że do śmigłowca CH-47 Chinook talibowie wystrzelili “granat o napędzie raietowym”. Jest to pierwsza oficjalna wskakzówka dotycząca przyczyn katastrofy, do której doszło w prowincji Wardak, ok. 80 km na południowy zachód od Kabulu.
Wśród amerykańskich żołnierzy, którzy zginęli w katastrofie śmigłowca, byli komandosi z elitarnej jednostki Navy SEALS – tej samej, która na początku maja zabiła w Pakistanie Osamę bin Ladena – informowała w sobotę stacja CNN, powołując się na źródła rządowe w Waszyngtonie. Żołnierze, którzy zginęli, nie brali jednak udziału w likwidacji szefa al-Kaidy.
Kolejny śmigłowiec NATO rozbił się w prowincji Paktia. Według ISAF, w chwili katastrofy nie obserwowano tam “wrogiej działalności”; brak informacji o ewentualnych ofiarach, trwa ustalanie okoliczności katastrofy.
Rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid twierdzi natomiast, że śmigłowiec ten, również Chinook, został zestrzelony i że zginęło w nim 33 amerykańskich żołnierzy.
lp meritum.us, PAP