Słupki popularności Baracka Obamy lecą na łeb, na szyję. Zaczynał od ogromnego poparcia amerykańskiego społeczeństwa, ale ten kredyt zaufania sam systematycznie niszczył. Przedwyborcze deklaracje i obietnice nie doczekały się nawet próby realizacji, a czyny stanowiły praktycznie zaprzeczenie słów. Zamiast redukcji – niebywały rozrost administracji państwowej. Miały być korzystne dla “nielegalnych” zmiany w prawie imigracyjnym – nastąpił niespotykany wcześniej nawał deportacji. Kryzys miał być tylko i wyłącznie smutnym wspomnieniem – nowa recesja puka do drzwi. Było słynne “We can” – teraz jest “I can not”. Krasomówcze popisy obecnego prezydenta, stanowiące kiedyś główny atut w pozyskiwaniu przez Obamę zwolenników, dziś postrzegane są jako opowieści pięknej treści, z charakteru bajkowej twórczości werbalnej, w czym też zresztą też głowa amerykańskiego państwa próbowała realizować się dosłownie w formie pisanej. Wczoraj pan prezydent publicznie oświadczył, iż nowej recesji nie będzie. Tylko że już dzisiaj na giełdach w Stanach Zjednoczonych i na świecie zapaliło się mocno czerwone światło, a finansiści przebąkują o długotrwałej bessie. Odnotowano kolejny wzrost bezrobocia w USA, widmo inflacji zdaje się być scenariuszem coraz bardziej realnym. Wszystko to jest przyczyną opłakanego skutku: jedynie 1/4 Amerykanów ufa Barackowi Obamie. Za 15 miesięcy nowe prezydenckie wybory, a o reelekcji – wbrew planom i prognozom Demokratów – nasz bohater może raczej zapomnieć.
Leszek Piesniakiewicz
meritum.us
Prezydent Barack Obama nie przewiduje kolejnej recesji. W wywiadzie dla telewizji CBS News przyznał jednak, że wzrost ekonomiczny USA nie przynosi wystarczającej liczby nowych miejsc pracy. – Nie sądzę, byśmy byli w niebezpieczeństwie drugiej recesji, chociaż grozi nam, że gospodarka nie będzie dochodzić do siebie wystarczająco szybko, aby poradzić sobie z kryzysem bezrobocia – powiedział Obama.
Komentując huśtawkę na giełdzie po obniżeniu przez agencję S&P ratingu wiarygodności kredytowej USA, co wywołało falę pesymistycznych prognoz, Obama powiedział, że bessa na rynku była spowodowana słabym wzrostem gospodarki amerykańskiej. – Rynki reagowały na to, że nasza gospodarka nie wzrasta tak szybko jak przedtem – oświadczył. I dodał, że “można się było niepokoić, że same rynki finansowe mogą skłonić konsumentów do wstrzymania zakupów i wpędzić nas w recesję”.
W rozmowie z CBS News Obama wyraził też dezaprobatę dla politycznych rozgrywek towarzyszących ostatnim negocjacjom w sprawie podniesienia limitu zadłużenia i redukcji deficytu budżetowego USA. Według najnowszego, ogłoszonego w środę, sondażu Instytutu Gallupa, już tylko 26 procent dobrze ocenia politykę ekonomiczną prezydenta. Jest to najgorszy wynik od początku jego rządów.
Sygnały możliwego wzrostu bezrobocia i presji inflacyjnej przyczyniły się do gwałtownego spadku akcji na giełdzie w Nowym Jorku, związanego także z pogłębiającym się kryzysem zadłużeniowym w Europie.
Amerykańskie Ministerstwo Pracy ogłosiło, że liczba osób starających się o nowe zasiłki dla bezrobotnych wzrosła w zeszłym tygodniu do 408 tys. – powyżej oczekiwań ekonomistów. Resort Pracy poinformował również, że indeks cen konsumenta wzrósł w lipcu o 0,5 proc., co jest największą zwyżką od marca. Wcześniejsze prognozy mówiły o zwyżce w wysokości tylko 0,2 proc.
Oznaki rosnącej inflacji mogą utrudnić Rezerwie Federalnej dalsze pobudzanie wzrostu gospodarki przez wykupywanie obligacji skarbowych z banków, co Fed robił, nie będąc w stanie dalej obniżać stopy procentowej.
Wskaźnik Dow Jones na nowojorskiej giełdzie papierów wartościowych spadł o około 500 punktów natychmiast po rozpoczęciu transakcji i około południa czasu lokalnego nadal utrzymywał się poniżej psychologicznej bariery 11 000 punktów. Dołowały także inne główne indeksy: Nasdaq i S&P.
Tymczasem bank Morgan Stanley ogłosił nową prognozę gospodarki światowej, oznajmiając, że jest ona “bliska recesji”. W czwartkowym raporcie Morgan Stanley skorygował w dół swoją prognozę wzrostu globalnej gospodarki na rok 2011 z 4,2 proc. na 3,9 proc. i prognozę na rok 2012 z 4,5 na 3,8 proc.
PAP