Ruszył najgłośniejszy proces ostatnich lat. Lekarzowi Michaela Jacksona grożą cztery lata więzienia.
Korespondencja z Waszyngtonu
Odbywający się w Los Angeles, transmitowany na żywo proces budzi emocje milionów fanów króla popu na całym świecie. Dwa lata temu mieli nadzieję, że Michael Jackson wróci na scenę. Dwanaście wielkich koncertów w lipcu 2009 roku miało być jego ostatecznym pożegnaniem z publicznością. Jeden z najpopularniejszych muzyków wszech czasów zmarł jednak 25 czerwca w swojej rezydencji w Los Angeles. Mimo prób reanimacji w domu, w karetce i w szpitalu 50-letniego piosenkarza nie udało się uratować.
Na celowniku śledczych od razu znalazł się jego osobisty lekarz Conrad Murray. Fanami wstrząsnęła wiadomość, że ich króla zabił propofol – powszechnie używany przez anestezjologów lek usypiający, który powoduje szybką utratę przytomności pacjenta. Michael Jackson, którzy rozpaczliwie marzył o tym, aby wreszcie się wyspać, miał błagać lekarza o podawanie mu kolejnych dawek propofolu.
Murray – kardiolog, który zaczął pracować dla króla popu zaledwie sześć tygodni przed jego śmiercią – miał zaś spełniać życzenia gwiazdy.
– Gdy spotkał Michaela Jacksona, myślał, że wygrał na loterii. Zarabiał miesięcznie 150 tysięcy dolarów (około 490 tysięcy złotych – red.), mieszkał za darmo w rezydencji w Beverly Hills i był częścią największego powrotu w historii przemysłu rozrywkowego. Moim zdaniem nie chciał z tego wszystkiego zrezygnować, mówiąc gwieździe „nie”. I to kosztowało Michaela życie – opowiadał AP były adwokat króla popu Tom Mesereau.
Obrońcy lekarza będą próbowali zrzucić winę za przedawkowanie propofolu na samego Jacksona, który miał samodzielnie zażyć dawkę leku, gdy Murray na kilka minut wyszedł z jego sypialni. Już podczas wstępnych przesłuchań obrońcy przekonywali, że piosenkarz od kilku miesięcy miał ogromne problemy natury psychicznej i niemal bez przerwy był pod wpływem środków odurzających. Murray miał zaś – zdaniem adwokatów – próbować wyprowadzić go na dobrą drogę.
Zadanie obrony nie będzie jednak łatwe. Po drugiej stronie stanął bowiem prokurator David Walgren – znany wcześniej z ostrych zagrywek m.in. w sprawie Romana Polańskiego. Prokuratura w Los Angeles przekonuje, że lekarz zachowywał się wyjątkowo nieodpowiedzialnie, podając gwieździe propofol w rezydencji, w której nie było sprzętu ratującego życie, nie powinien też zostawiać Jacksona samego i zbyt długo zwlekał z wezwaniem karetki.
Murrayowi grożą cztery lata więzienia i utrata prawa wykonywania zawodu. O jego losie zdecyduje siedmiu mężczyzn i pięć kobiet – jeden Afroamerykanin, pięcioro Latynosów i sześcioro białych. Prokuratorzy i adwokaci bardzo starannie dobierali członków ławy przysięgłych. Dwanaście osób wybrali z grona niemal 400 kandydatów, którzy musieli odpowiedzieć m.in. na pytania o ich stosunek do skuteczności wymiaru sprawiedliwości w sprawach dotyczących wielkich gwiazd i celebrytów, a także o opinię na temat muzyki Jacksona. Połowa uważa się za fanów piosenkarza.
Nie wiadomo, jak na ich werdykt wpłynie obecność rodziny Michaela Jacksona, której członkowie planują każdego dnia zajmować na sali rozpraw cały jeden rząd krzeseł. Proces ma potrwać około miesiąca.
Jacek Przybylski
Rzeczpospolita