Temat serii zabójstw, które ostatnio nawiedziły Stany Zjednoczone, staje się kwestią dyżurną dyskusji na wszystkich szczeblach: od domowych debat, poprzez analizy fachowców, skończywszy na próbach zdiagnozowania choroby w sferach władzy. Eksperci z różnych dziedzin życia starają się zanalizować sytuację. W zdecydowanej większości są przekonani, że zjawisko zabójstw wieńczonych samobójstwami wiąże się jednoznacznie z kryzysem gospodarczym, w jakim znalazły się USA.
Tylko w ciągu ostatniego miesiąca zamordowanych zostało 58 osób, w tym 13 w American Civic Association w Binghamton, 47-tysięcznej miejscowowści położonej 140 mil na północny-zachód od Nowego Jorku, gdzie 42-letni imigrant z Wietnamu Jiverly Wong w bestialski sposób pozbawił życia niewinnych ludzi, po czym popełnił samobójstwo. Wong ponoć bezskutecznie długo poszukiwał pracy.
Eksperci sądzą, że za wszystkimi dramatami może stać zapaść ekonomiczna, która wzmaga nastroje niepewności i frustracji. Osoby, które tracą pracę często wpadają w kolejne – wynikające pośrednio z redukcji zatrudnienia – pułapki: rośnie ich zadłużenie, rozpadają się małżeństwa i popadają w biedę. Jednostki mało odporne psychicznie dopuszczają się więc ekstremalnych zachowań. Inna sprawa, że wyjątkowa łatwość w dostępie do broni w Stanach Zjednoczonych pomaga desperatom i wszelskiej maści psychopatom w sięganiu po nią.
James Alan Fox – kryminolog z chicagowskiego Northwestern University sytuację ocenia dosadnie: – American Dream dla setek tysięcy ludzi przeobraziło się w koszmar. Przez 200 lat USA były synonimem kraju niczym nieograniczonych możliwości. Przytaczanie teraz tego sloganu brzmi niczym ponury żart, wręcz kpina z obdartych ze złudzeń milionów mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Amerykański sen się skończył, teraz jesteśmy na etapie szalenie bolesnego przebudzenia – podsumował Fox.
LP