Dochodzę do znaczeń,

nazywam po swojemu

każde znalezisko,

kreślę na piasku definicje.

Nocą jeśli nadejdzie burza,

wzburzony przypływ

zaleje plażę.

„Noli turbae circulos meos…”.*

Jaki to czas?

Czyżby był mym bratem

Archimedes.

Rybitwy stroskane

chronić będą głowy,

gdy grom rozłamie tarczę nieba,

zabębni kroplami deszczu

o puklerze naszych zbroi

pod którymi rozpacz się kłębi,

jak po bitwie pod Cheroneą.

Czy potrafię przecinać mieczem

węzeł gordyjski, jak Aleksander?

Jutrzenka słońca

tańczy w załamaniach fal.

Sen nie opuszcza powiek,

zapuścił w nasze ciała

jad tęsknoty ku nieosiągalnemu

pięknu – głęboko.

Dlatego śnią się nam co nocy

posągi olimpijskich bogiń:

Hery, Ateny i Afrodyty.

I jak Parys, w ręku mamy jeden owoc

dla tej z nich jednej  – jedynej.

Drobne muszle i rozgwiazdy

wyrzucone na brzeg,

skrzą się porannym blaskiem.

Zatopione triery

śnią na morskim dnie.

Ranek kojarzy się z siecią

rozwieszoną przez rybaków.

Ich łodzie,

jak ryby wyrzucone z wody,

brzuchami na wierzch,

roztrząsają pojedynki z żywiołem.

Grecja jest wszędzie!

Eureka!

Zbigniew Mirosławski

 

Ostatnie słowa Archimedesa (287-212 p.n.Chr.) przed śmiercią. W tłumaczeniu „Nie niszcz moich kół (figur)”.