W historii naszego miasta nigdy jeszcze nie było temperatur ponad 100 stopni Fahrenheita (powyżej +38 st. Celsjusza) dłużej niż trzy dni z rzędu. Wszystko wskazuje jednak, że rekord wszech czasów zostanie pobity jutro, jako iż synoptycy zmienili swoją wcześniejszą prognozę i zapowiadają 4. kolejny dzień z temperaturami powyżej “setki”.
Masy iście tropikalnego powietrza nie chcą opuścić nieba nad chicagowską aglomeracją, dzisiaj powodując znów afrykański upał: temperatury od 100 do 105 stopni F a faktycznie (odczuwalne, biorąc pod uwagę wskaźnik wilgotności powietrza) wahają się między 105 a 116 st. (w granicach od 40,5 do 46,6 st. Celsjusza).
Pierwotnie National Weather Service zapowiadało ochłodzenie od dzisiaj (piątek, 6 lipca) wieczorem, ale zmieniło prognozę i temperatury mają się obniżyć dopiero jutro, w sobotę, po 4 po południu.
W dziejach Chicagolandu tylko dwa razy wcześniej temperatury przez trzy kolejne dni wynosiły ponad 100 st. F. Miało to miejsce od 3 do 5 lipca 1911 roku i 4-6 sierpnia 1947 r. Dzisiaj rekord został wyrównany, a jutro będzie pobity.
Ze wstępnych danych biura powiatu Cook wynika, że na pewno z powodu fali upałów zmarły dotychczas w Chicago 2 osoby, a być może 4 kolejne zgony także były spowodowane szalenie wysokimi temperaturami.
Optymistyczną informacją jest, że nadchodzi chłodniejszy front powietrza i od niedzieli mają mieć miejsce temperatury w granicach 80-90 st. F.
Ciekawe porównanie, ale dla nas, Polaków osiadłych w aglomeracji nad jeziorem Michigan, niczym prawdziwy ponury żart brzmią lamenty rodaków z południowych rejonów Polski, jakoby dobijały ich 30-stopniowe (w Celsjuszach liczone) megaupały. Widzimy więc dobitnie, jak to punkt siedzenia (czytaj: przebywania) kształtuje punkt widzenia (konkretnie: pragnienia). Wszak my marzymy o takich temperaturach, oznaczających faktycznie błogie ochłodzenie…
Tekst i zdjęcie
Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us