„Ameryka traci swój charakter”, „Ameryka na europejskiej ścieżce” – biadały polskie media przez całą ostatnią kampanię prezydencką w USA.

Eksperci przekonywali, że tej XIX-wiecznej Nowej Ziemi słynącej z nieograniczonych możliwości już nie ma; że republikańska wolność została zastąpiona przez bezpieczeństwo socjalne, a niepowtarzalny duch indywidualizmu odszedł do przeszłości.

Zupełnie inaczej wszystko to, co się dzieje w USA, odbiera przyzwyczajony do europejskiego stylu myślenia Polak, dla którego – jak się okazuje – Stany Zjednoczone to kraj obcy, państwo innej tradycji intelektualnej i odmiennej mentalności. To po prostu wciąż inny świat.

„Wrony w Ameryce” to taki właśnie przewodnik po innej planecie. Leży ona co prawda w tej samej galaktyce i  w tym samym układzie planetarnym co Europa, ale obowiązujące na niej prawa fizyczne, choć podobne do naszych, działają zupełnie inaczej. Posiadanie wyłącznie teoretycznej wiedzy o nich może sprowadzić na nas różne niebezpieczeństwa, bo tamtejsza poprawność polityczna nie zna prawa łaski, a niezrozumiałe dla nas amerykańskie wartości często wiodą Europejczyków na intelektualne manowce.

Marcin Wrona, dziennikarz, korespondent TVN, opowiada o USA z perspektywy zwykłej polskiej rodziny „2+2″, która trafiła do obcego kraju, nie znając ani tamtejszych zwyczajów, ani nie rozumiejąc z początku ich sensu. Powoli się wyjaśnia, dlaczego Amerykanie są takimi indywidualistami, jak rozumieją wolność i własność, czemu wszystko w Stanach musi być największe; dlaczego grubasy nie mogą być nazywani grubasami, a także skąd ich się tylu bierze; czemu Amerykanie wolą stawiać domy z papieru i patyków, choć pierwszy lepszy huragan łamie je jak zapałki; po co policja jest tak brutalna i dlaczego nieproszonych gości w domu traktuje się śrutem.

Ameryka wydawać się nam może dziwna, niekiedy wręcz głupia i groteskowa. Ale na pewno warto się dowiedzieć, jak wygląda naprawdę i dlaczego Amerykanie mają prawie na każdy temat inne zdanie niż my.

Książce można zarzucić chyba tylko to, że autor trochę mało opowiada o pracy korespondenta. Ale może to nietrafiona krytyka. W końcu rzecz o Ameryce, a nie o pracy dla polskiej telewizji.

puo

Rzeczpospolita