Na początek GRATULACJE!!! Dla producenta pani Barbary Bilszty, reżyser pani Elżbiety Kochanowskiej-Michalik, dyrygenta orkiestry PASO pana Wojciecha Niewrzoła, aktorów Julitty Mroczkowskiej, Bogdana Łańko, Andrzeja Krukowskiego i Stanisława Wojciecha Malca, muzyków orkiestry PASO, tancerzy zespołu WICI i uczniów szkoły muzycznej PASO.

Olbrzymi wysiłek, wspaniałe wykonanie. To miało być czytanie „Pana Tadeusza” podbudowane muzyką skomponowaną przez mistrza Kilara. Artyści przeszli samych siebie, szczególnie S.W. Malec chyba ”zapomniał”, że to miało być czytanie i pięknie wyrecytował większość swojej roli. Panie Elżbieta i Julita, chociaż damskie role w „Panu Tadeuszu” są raczej drugoplanowymi, zachwyciły urodą, strojami i profesjonalizmem. No i panowie Bogdan i Andrzej… powiem tylko tyle: mnie, staremu prześmiewcy zdołali wycisnąć tyle łez, że przestałem udawać, iż to tylko okulary zaparowały. Dyrygent i orkiestra potwierdzili od dawna wyrobioną opinię, że są niezawodni w dostarczaniu stosunkowo trudnej muzyki na wysokim poziomie. Tancerze i grupa młodych skrzypaczek dopełnili ten jakże udany spektakl.

Udany artystycznie, bo niestety frekwencja pozostawiała dużo do życzenia. Tutaj ukłony dla rodziców, którzy wysłali swoje pociechy na przedpołudniowe przedstawienie. Jednak podczas wieczornego spektaklu sala była wypełniona niestety tylko w połowie. „Pan Tadeusz” – bezsprzecznie jedno z najbardziej patriotycznych dzieł polskiej literatury – nie potrafił przyciągnąć wystarczającej liczby patriotów, aby wypełnić salę Copernicus Center??? Przybyli przyjaciele muzyki, teatru i codzienni patrioci, ale nie widziałem tych zażartych patriotów-protestantów spod konsulatu czy też siedziby PNA, nie widać też było polonijnej tzw. śmietanki, jakże chętnie wypinającej piersi po ordery, tych w dalszym ciągu głośno śpiewających „Wolną Ojczyznę racz nam zwrócić Panie” też nie zauważyłem.

A  szkoda, szkoda dla tych co nie przyszli, bo wzruszeń było co niemiara; przed, w czasie, i po przedstawieniu. Może już jestem za stary, żeby zrozumieć jak to się dzieje, iż dawno ograna grupa rockowa albo drugorzędny teatr czy kabaret przybywający z Polski potrafią ściągnąć widzów, a naprawdę dobra lokalna produkcja ma kłopoty z frekwencją?

Ostatni bankiet Kongresu Polonii został dosyć brutalnie zakłócony przez  tzw. Lud Smoleński skandujący: – Polonio obudź się!!!  Tak, tak, obudź się Polonio i doceń produkcję lokalnych artystów, wszak są warci tego, a w dodatku występują praktycznie w „czynie społecznym”,  bo po zapłaceniu kosztów organizacyjnych (przy takiej frekwencji) na gaże już zwykle nie staje.

I na zakończenie powrócę do początku, koncertu oczywiście. Rozpoczęła jak zwykle pięknie i z gracją Basia Bilszta, po czym widzów przywitał sam prezes Kongresu Polonii i PNA Frank Spula. I chwała panu Spuli za to, chociaż jego polszczyzna jest daleka od doskonałości to przybył i przemówił jak potrafił. A kilku krytykom zdegustowanym niedociągnięciami jego polszczyzny chcę przypomnieć, że pan Spula to trzecie emigracyjne pokolenie urodzone w Ameryce, a niektórzy z nas po 25 latach pobytu w tym kraju dalej nie potrafią przeczytać amerykańskiej gazety.

I to by było na tyle… jak mawiał prof. dr Jan Tadeusz Stanisławski.

Do zobaczenia na następnej okazji do uronienia paru łez wzruszenia…

Zbyszek Karaś

foto: Bożena Jankowska

meritum.us