W połowie XXI wieku koszty zalewania wielkich miast na wybrzeżach na wszystkich kontynentach osiągną bilion dolarów.

Taką katastroficzną prognozę przygotowaną przez międzynarodowy zespół specjalistów na zamówienie Banku Światowego, publikuje ją pismo „Nature Climate Change”. Zespołem kierował Stephane Hallegatte.

Prognoza nie dotyczy strat w ludziach, liczby ofiar, obejmuje tylko zniszczenia materialne — budynki, infrastrukturę miejską itp. W 2005 roku straty spowodowane zalewaniem 136 największych miast na wybrzeżach całego świata oszacowano na 6 miliardów dolarów.

Po upływie czterech dekad wzrosną 167 razy. Obecnie najbardziej zagrożonym wielkim miastem jest chiński port Kanton. Kolejne miejsca na tej liście zajmują: Miami na Florydzie, Nowy Jork i Nowy Orlean. Według prognozy, w 2050 roku sytuacja ulegnie modyfikacji, wprawdzie na czele najbardziej zagrożonych pozostanie Kanton, ale za nim uplasują się dwa indyjskie olbrzymy — Bombaj i Kalkuta. Nie minie zagrożenie Miami, Nowego Jorku i Nowego Orleanu, natomiast pod względem zagrożenia tej trójce dorównają miasta śródziemnomorskie: Aleksandria, Neapol, Bejrut, Stambuł, Ateny i Marsylia.

Autorzy raportu szacują, że w przypadku każdego ze wspomnianych 136 najbardziej zagrożonych miast na naszym globie, należałoby jak najszybciej, najlepiej bezzwłocznie wyasygnować po 50 miliardów dolarów „aby uniknąć najgorszego”.

– Wielkim nadbrzeżnym miastom zagrożą kataklizmy spowodowane zmianami klimatycznymi, podnoszeniem się poziomu oceanu. W tej sytuacji nie wystarczy wzmocnienie i podwyższenie falochronów, zapór, grobli. Konieczne będą działania o charakterze globalnym, łącznie z translokacją aglomeracji miejskich. Świat stanie w obliczu migracji na niespotykaną dotychczas skalę. Międzynarodowa współpraca będzie niezbędna — podkreśla Stephane Hallegatte.

Krzysztof Kowalski

rp.pl