Na słowo audit każdy, kto miał “przyjemność“ bliższego zaznajomienia się z działalnością IRS reaguje jak na wizytę teściowej, czyli mocno nerwowo.
Ta opowieść osładza nam trochę skołatane przez urzędników podatkowych nerwy. W 2008 roku 60-letni wówczas William Berroyer z Long Island odwiedził budynek Internal Revenue Service w Haup¬pauge by wyjaśnić pewne podatkowe nieścisłości. Podczas przesłuchania zaplątał się jednak w telefoniczny kabel i upadł tłukąc się dotkliwie. Inspektor Richard Enterlin i poszkodowany biznesmen byli zszokowani upadkiem, ale Berroyer biuro opuścił o własnych siłach. Na parkingu poczuł się jednak fatalnie, o czym powiadomił urzędnika. Następnych 17 dni pechowy petent spędził w szpitalach i klinikach rehabilitacji nie mając czucia w jednej nodze i czując potworny ból w ramieniu. IRS wysłało ekipę dochodzeniową by przyłapać ofiarę wypadku na symulowaniu, ale William jeździł na wózku i podobno przechodził katusze. Nie mógł pracować, grać w golfa i – co najgorsze – skończyły się piękne chwile w sypialni Berroyerów, a podobno były to momenty częste i upojne. W zamian za straty spowodowane upadkiem na biurko petent IRS zażądał od agencji rządowej 10 mln dolarów odszkodowania. Sędzia Arthur Spatt powołał biegłego, ten o kontuzji wypowiedział się sceptycznie, ale wyrokiem sądu William Berroyer dostanie od Wuja Sama $862.000 i od tej sumy nie zapłaci żadnego podatku, a to chyba urzędników Urzędu Skarbowego boli najbardziej.
Sławomir Sobczak
meritum.us