
Komentatorzy sportowi lubią mawiać, że bramka „padła z niczego”. Taka metafora wydaje mi się trafna w przypadku poniedziałkowej sesji na Wall Street. Nowojorskie indeksy poszły w górę, mimo że nie bardzo były ku temu powody. Po mocnych piątkowych spadkach (S&P500 stracił 2,2 proc.) poniedziałkowa sesja przyniosła odreagowanie – jeszcze na godzinę przed końcem handlu główne indeksy rosły po ok. 1,5 proc. Jednakże w końcówce sesji obóz byków wyraźnie osłabł. Finalnie Dow Jones zyskał tylko 0,19 proc., S&P500 urósł o 0,33 proc., a Nasdaq o 0,51 proc. W komentarzach można było przeczytać, że inwestorów nieco uspokoiły weekendowe wypowiedzi przedstawicieli waszyngtońskiej administracji. Handlowy “jastrząb” i od niedawna szef doradców ekonomicznych prezydenta Larry Kudlow powiedział, że USA mogą utworzyć międzynarodowy blok handlowy przeciwko Chinom. I że w ogóle groźba nałożenia wzajemnych ceł zaporowych między USA a Chinami to element taktyki negocjacyjnej. Perspektywa zamknięcia chińskiego rynku dla amerykańskich produktów rolnych zaniepokoiła wielu republikańskich kongresmenów, którzy jesienią będą starali się o reelekcję. Mogą oni naciskać na prezydenta, aby ten się opamiętał. Niektórzy komentatorzy twierdzili też, że część inwestorów mogło zajmować długie pozycje w nadziei, że wtorkowe przemówienie chińskiego prezydenta Xi Jinpinga złagodzi napięcie na linii Pekin-Waszyngton. Xi Jinpinga będzie przemawiał na międzynarodowym i mocno obsadzonym politycznie Boao Forum. Na rzecz wzrostów mogło przemawiać także silne wyprzedanie w sektorze technologicznym. Niektórzy mogli też kupować akcje licząc na dobre wyniki spółek – w Ameryce sezon raportów za pierwszy kwartał rozpocznie się już w piątek. Rynek akcji – i w znacznej mierze także obligacji – zaskakująco spokojnie przyjął też nowe prognozy Biura Budżetowego Kongresu. Wynika z nich, że już w roku 2020 deficyt fiskalny Stanów Zjednoczonych ponownie przekroczy bilion dolarów. Najnowsza prognoza jest o 1/3 wyższa od poprzedniej.

Na rynkach finansowych słychać echa sankcji nałożonych na Rosję. Wczoraj sporo stracił rubel, czerwono jest także na moskiewskiej giełdzie. Niektóre spółki notują dwucyfrowe przeceny. MOEX, najważniejszy indeks moskiewskiej giełdy, traci dziś ponad 7 proc. Jeszcze słabiej radzi sobie dolarowy RTS tracący blisko 10 proc. Pośród 46 spółek MOEX-u jedynie OVK zyskuje. Przeceniany jest również rubel, który do głównych światowych walut traci ok. 2,5 proc. Na Rusalu pogrom trwa także na giełdzie w Hongkongu, gdzie jego akcje przeceniane były o blisko 50 proc. Ten objęty w piątek sankcjami USA koncern aluminiowy rosyjskiego oligarchy Olega Deripaski ostrzegł, że krok ten może spowodować niewywiązanie się przez niego z płatności. Sankcje dotkną nie tylko Rusal. Departament Stanu USA objął sankcjami 24 rosyjskich biznesmenów i urzędników oraz 14 rosyjskich firm. Decyzję uzasadnił szkodliwymi działaniami rosyjskiego rządu na świecie. Na listę wpisano m.in. prezesa koncernu gazowego Gazprom Aleksieja Millera, prezesa banku WTB (VTB) Andrieja Kostina, a także biznesmenów Olega Deripaskę, Kiriła Szamałowa (który według mediów jest byłym zięciem Władimira Putina), Wiktora Wekselberga, Sulejmana Kerimowa. Na liście znalazł się też Igor Rotenberg, syn Arkadija Rotengerga, wieloletniego przyjaciela Putina. Sankcje nałożono tez m.in. na dowódcę Gwardii Narodowej (Rosgwardii) Wiktora Zołotowa. Jako wiatry zwiastujące “lodowatą wojnę” określił nowe sankcje USA wobec przedstawicieli Rosji członek Rady Federacji, wyższej izby parlamentu Rosji, Aleksiej Puszkow. Inny parlamentarzysta Franc Klincewicz ocenił sankcje jako “krok ku zimnej wojnie”.

Najlepsze biznesy Elona Muska, Tesla i SpaceX, bardzo różnie radzą sobie w 2018 roku. SpaceX w 2018 roku zadebiutował potężną nową rakietą Falcon Heavy i pomyślnie wystrzelił siedem misji orbitalnych. Tymczasem Tesla zmaga się, by wyprodukować elektryczny sedan modelu 3 po obiecanych stawkach i w terminie. Tim Fernholz na portalu Quartz pisze, że opóźnienia wzbudzają wątpliwości co do płynności finansowej firmy, zachęcając inwestorów do krótkiej sprzedaży. W marcu kierowca Tesli zginął po tym, jak autopilot skierował samochód w barierki. System nie jest przeznaczony do prowadzenia bez rąk na kierownicy. Rosnące problemy napotykane przez Teslę wiążą się z prostym faktem: firma ma do wykonania znacznie trudniejszą pracę niż SpaceX, który odnotowuje swój tegoroczny sukces dzięki możliwości uruchamiania i odzyskiwania rakiet wielokrotnego użytku. W ubiegłym roku ponownie użył większą ilość rakiet, niż jego amerykański konkurent, United Launch Alliance, wystrzelił łącznie. Nawet jeśli nie ma możliwości ponownego użycia, rakiety SpaceX są znacznie tańsze niż jakikolwiek inny pojazd zdolny do lotu na orbitę. Tajemnica powodzenia SpaceX to po prostu próby zbudowania tańszej rakiety. Głównymi konkurentami SpaceX są firmy finansowane przez rząd, które nie miały dużej motywacji, by działać innowacyjnie. Przyjmując dość proste strategie, takie jak używanie gotowych komponentów, koncentrowanie się na prostych, niezawodnych systemach i planowanie częstych lotów, firma Muska była w stanie prześcignąć skostniałe firmy. Konkurenci SpaceX nie nadążają za Muskiem. Głównym rywalem firmy w dziedzinie technologii jest startup Jeffa Bezosa, Blue Origin, który wciąż nie uruchomił swojej rakiety orbitalnej. Producenci rakiet, tacy jak europejski Arianespace i United Launch Alliance, dopiero teraz opracowują systemy wielokrotnego użytku. A potencjalny konkurent, chiński program kosmiczny, jest w dużej mierze niedostępny dla wielu operatorów satelitarnych z powodu przepisów bezpieczeństwa narodowego. Na świecie produkuje się bardzo mało rakiet, a za to – dużo samochodów. W 2017 r. wystartowało 90 orbitujących rakiet; do SpaceX należało 18. W tym samym roku światowi producenci samochodów zbudowali 73 miliony samochodów; Tesla wyprodukował około 100 tysięcy. Rosnące problemy Tesli polegają glównie na nadrobieniu zaległości w stosunku do zautomatyzowanych systemów produkcji masowej. To może dziwić, lecz SpaceX wymaga znacznie mniejszego zewnętrznego finansowania (około 1,7 miliarda dolarów w kapitale) niż Tesla (około 12,5 miliarda dolarów w akcjach i długach).

Ta technologia może przekształcić wszystko – od medycyny po uprawy rolnicze. Chiny rozpoczęły wyścig z amerykańskimi firmami, by osiągnąć przewagę technologiczną w mechanice kwantowej. USA i Chiny grożą nałożeniem cła na najróżniejsze towary. Mowa już nie tylko o aluminium, ale i np. winie. Jak pisze Susan Decker i Christopher Yasiejko w serwisie Bloomberg, oba narody prowadzą jeszcze jedną wojnę – tę, która może ustalić, kto będzie przewodził kolejnej fali technologii komputerowej. Chińskie uniwersytety i amerykańskie firmy technologiczne, takie jak International Business Machines i Microsoft, ścigają się, by opracować komputery kwantowe. Mają one pozwalać na tak potężne przetwarzanie danych, że mogą zmienić sposób, w jaki twórcy leków, firmy rolnicze i producenci samochodów odkrywają potrzebne im związki i materiały. Przy obliczeniach, które komputery kwantowe będą mogły dokonać, dzisiejsze komputery przypominają tradycyjne liczydło. Choć suma nakładów Chin na rozwój technologii jest nieznana, rząd buduje Narodowe Laboratorium Nauk o Materiałach Kwantowych w Hefei, prowincja Anhui. Inwestycja warta jest 10 miliardów dolarów, otwarcie planowane jest na rok 2020. Jak podaje raport rządowy z lipca 2016 r., finansowane ze środków Stanów Zjednoczonych badania nad kwantami warte są około 200 milionów dolarów rocznie. Niektórzy badacze i firmy technologiczne uważają, że to zdecydowanie za mało. Kluczowe znaczenie może mieć szyfrowanie – technologia kodowania, która zabezpiecza współczesny światowy handel i komunikację. Firmy technologiczne – od Microsoft do IBM i Alphabet – w obliczeniach kwantowych widzą kolejną rewolucję. Jest zbyt wcześnie, by powiedzieć, która firma lub kraj będzie liderem w komputerach kwantowych. Na obecnym etapie firmy amerykańskie doskonale radzą sobie ze sprzętem, podczas gdy chińskie i japońskie korporacje koncentrują się na oprogramowaniu i aplikacjach, powiedział Trippe z Patinformatics. Czy federalne fundusze pozwolą Stanom Zjednoczonym utrzymać przewagę, jaką miała podczas epoki komputerów i wojen na smartfonach? Scott Crowder, główny informatyk IBM ds. obliczeń kwantowych, powiedział, że „inwestycje rządu USA w napędzanie tej kluczowej technologii nie są wystarczające, aby pozostać konkurencyjnym”. Może to oznaczać, że Stany Zjednoczone przegrają w wyścigu kwantowym.

Każdego dnia statystycznie 90 osób ginie w Stanach Zjednoczonych z powodu przedawkowania opioidów. Kryzys opioidowy, który pod koniec zeszłego roku prezydent Trump nazwał nawet stanem wyjątkowym, zabił w samym 2016 r . ok. 64 tys. Amerykanów. To jedyna pewna statystyka, bo już koszty epidemii opioidowej budzą znacznie więcej kontrowersji. Biały Dom oszacował ten koszt na 500 mld dol., tj. nieco więcej niż roczny PKB Polski. Ta gigantyczna suma jednak musi być traktowana jak górna granica szacunków, bo jej lwią część stanowi wartość utraconej wydajności osób, które zmarły z powodu przedawkowania. Centrala Kontroli i Prewencji Chorób (CDC), mierząc koszty bezpośrednie – czyli koszty opieki zdrowotnej, koszty procedur karnych oraz zmniejszoną wydajność osób uzależnionych – wskazuje na stratę 72 mld dol. Wadą szacunków CDC jest z kolei poleganie na danych z 2013 r., podczas gdy problem systematycznie narasta na przestrzeni ostatniej dekady. W 2016 r. liczba zgonów związanych z przedawkowaniem opioidów była pięciokrotnie wyższa niż w 1999 r. Są zarówno legalne opioidy (np. leki na receptę), jak i nielegalne (heroina). Wśród leków na receptę, od lat 90. w USA ujawniać zaczęła się zmiana kultury przepisywania leków przeciwbólowych. Jak podaje „The New Yorker”, przed debiutem OxyContin w 1995 r. lekarze niechętnie przepisywali tak mocne opioidy z uzasadnionego strachu przed uzależnieniem pacjenta. Były one najczęściej używane do zwalczania bólu w przypadkach paliatywnych. Wprowadzenie na rynek OxyContinu, w połączeniu z kampanią mówiącą o zaletach leku w zwalczaniu umiarkowanych i silnych bólów, rozpoczęło do dziś niezatrzymany wzrost liczby wydawanych recept na leki przeciwbólowe. Kryzys opioidowy jest doskonałym przykładem ekonomii podaży: opioidy są łatwo dostępne – podaż tworzy popyt. Inna sprawa, że tak wielu na tym zarabia, że nie bardzo kto ma powiedzieć: daruj sobie, są inne opcje.
Opracował: Sławek Sobczak
