Wtorkowa sesja w Stanach Zjednoczonych zakończyła się wzrostami głównych indeksów giełdowych notowanych na Wall Street. Na koniec dnia indeks Dow Jones Industrial Average zwyżkował o 0,11 proc., Standard & Poor’s 500 zyskiwał 0,06 proc., a technologiczny Nasdaq o 0,10 proc.  Główne rynki przed dzisiejszym wejściem amerykańskiej sesji utrzymują się na poziomie z sesji azjatyckiej, kiedy planowane na środowe zejście jeszcze się nie pojawiło. Tymczasem z danych – sezonowo skorygowana produkcja budowlana w strefie euro spadła o 1 proc. w październiku w porównaniu z wrześniem, jak podaje Eurostat. W całej Unii Europejskiej (UE28) spadek wyniósł 1,2 proc. w ujęciu miesięcznym. Produkcja w sektorze budowlanym wzrosła o 0,3 proc. w strefie euro, ale spadła o 0,2 proc. w UE28 rocznie. Jeśli chodzi o indeks klimatu biznesowego dla Niemiec – ten wyniósł 96,3 punktów procentowych w grudniu, co oznacza miesięczny wzrost o 1,2 punktu procentowego. Wynik ten przewyższył szacunki o 0,8 punktu procentowego.

 

Amerykańscy deweloperzy budują już tyle domów, co w 2007 roku – wynika z danych amerykańskiego Biura Cenzusowego. Lecz do szczytu boomu z 2005 roku brakuje jeszcze bardzo dużo.  W listopadzie annualizowana liczba wydanych zezwoleń budowlanych w Stanach Zjednoczonych sięgnęła 1482 tysięcy – podało rządowe Biuro Cenzusowe. To aż o 11 proc. więcej niż rok temu i najwięcej od maja 2007 roku. Drugi najwyższy wynik w ciągu ostatnich 12 lat odnotowano w statystykach rozpoczętych budów. W całych USA rozpoczęto 1365 tys. (w ujęciu annualizowanym) nowych inwestycji mieszkaniowych. To o 13,6 proc. więcej niż w listopadzie 2018 roku. To wynik tym bardziej godny uwagi, że ciężka zima na środkowym zachodzie obniżyła ogólnokrajowe statystyki. Za to na Południu aktywność budowlańców była największa od marca 2007 roku. Jeśli chodzi o ceny, to te już od kilku lat są wyższe niż w szczycie kredytowej bańki w latach 2005-07. Ale pod względem wolumenu amerykańskiemu rynkowi pierwotnemu wciąż daleko do rekordów sprzed kilkunastu lat. Przykładowo, w styczniu 2006 roku rozpoczynano budowę 2,27 mln nowych domów (w ujęciu annualizowanym), a liczba wydanych zezwoleń sięgnęła 2,218 mln. W obu przypadkach były to najwyższe rezultaty od lat 70-tych XX wieku. Po bańce wywołanej za sprawą zbyt luźnej polityki pieniężnej Rezerwy Federalnej i poluzowaniem standardów kredytowych przez banki komercyjne (słynne kredyty subprime) na amerykańskim rynku mieszkaniowym nastąpiła zapaść, jakiej nie widziano od czasów Wielkiego Kryzysu. W 2009 roku deweloperzy rozpoczynali ok. pół miliona budów w ujęciu annualizowanym – ledwie jedną czwartą tego co w szczycie boomu. Teraz w Ameryce buduje się  2,5-krotnie więcej niż dekadę temu, ale wciąż raptem połowę tego, co w rekordowym 2005 roku.

Inwestorzy niedługo świętowali przytłaczające zwycięstwo torysów w wyborach w Wielkiej Brytanii. Kurs funta powrócił już do poziomów sprzed czwartkowego głosowania. Wszystko z powodu nieoficjalnych planów Borisa Johnsona, który chce krótkiego okresu przejściowego po wyjściu Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej pod koniec stycznia. Rynki bardzo ciepło przyjęły zdecydowane zwycięstwo Partii Konserwatywnej w czwartkowych wyborach na Wyspach –  po ogłoszeniu sondażowych wyników funt umocnił się do innych walut o ponad 2 proc. “Kabel” przebił 1,35 – poziom niewidziany od maja ubiegłego roku, natomiast na parze ze złotym kurs podskoczył momentalnie aż o 12 groszy, do 5,17 zł, ostatnio notowanego na początku 2017 r. Inwestorzy z ulga przyjęli rezultat porządkujący brytyjską scenę polityczną i nareszcie dający nadzieję na krok naprzód ws. brexitu i innych problemów trawiących Wyspiarzy. Teraz okazuje się, że może być to krok w przepaść, przynajmniej na szterlingu. Brytyjskie media informują, że premier Johnson zamierza uniemożliwić przedłużanie okresu przejściowego po wyjściu Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej. Ma się on zakończyć wraz z końcem 2020 r. Szef torysów chce zapewne “wyrwać się spod władzy Brukseli” i uniknąć powtórki z rozrywki – data brexitu była już wielokrotnie przekładana, podobnie może być z okresem przejściowym. Samą wspólnotę Wyspiarze mają opuścić z końcem stycznia 2020 r. Londynowi zostanie zatem zaledwie 11 miesięcy na wynegocjowanie relacji (m.in. handlowych) z UE po brexicie. A to może się okazać niewystarczające, więc rośnie ryzyko twardego brexitu. W efekcie notowania funta tąpnęły. Kurs GBP/USD nurkuje o 0,7 proc., do poziomu niecałych 1,32 – notowanego jeszcze w czwartkowe przedpołudnie

 

Ponad tydzień temu świat obiegła informacja o śmierci Paula Volckera, byłego prezesa Rezerwy Federalnej (Fed), który który zapobiegł rosnącej inflacji w USA w latach 80. Peter Schiff przypomina teraz o zasługach Volckera krytykując jednocześnie obecne działania Fed prowadzące do wskrzeszenia “potwora inflacyjnego”. Volcker walcząc z inflacją wprowadził wysokie stopy procentowe, które w szczytowym momencie znalazły się na poziomie 20%. Ówczesny prezydent Ronald Reagan wspierał Volckera i nie krytykował przyjętej przez niego strategii. Przeciwną postawę przyjmuję natomiast Donald Trump, który sprzeciwia się ścieżce obranej przez Powella. W przeciwieństwie do Donalda Trumpa Ronald Reagan stał przy Paulu Volckerze. Z perspektywy czasu Volcker zyskał wiele szacunku. Peter Schiff powiedział, że był ostatnim porządnym przewodniczącym Fed.  Jerome Powell otworzył konferencję prasową na zakończenie zeszłotygodniowego spotkania FOMC, składając hołd Volckerowi. Powell mówił o tym, jak były szef Fed zabił inflację. Peter Shiff nazwał ten hołd „ironicznym”.  Koniec końców, mandatem Fed jest stabilizacja cen. Jak na ironię, otrzymaliśmy oficjalne wyniki CPI (inflacji konsumenckiej) przed konferencją prasową Powella i były one nieco wyższe niż oczekiwano. Z roku na rok inflacja wzrosła o 2,1 proc. A wskaźnik inflacji bazowej wzrósł o 2,3 proc.

 

Meksyk podniesie płacę minimalną o 20 proc. Prezydent Andres Manuel Lopez Obrador chce przeforsować takie rozwiązanie, zwiększając politykę redystrybucji, nawet ryzykując zwiększeniem inflacji i ograniczeniem możliwości obniżenia stóp procentowych. Płaca minimalna ma zostać podniesiona w przyszłym roku do 123,22 pesos (6,50 dolara) dziennie. Chociaż jest to mniej niż najbardziej radykalna propozycja podwyżki płac o 29 proc. omawiana przez szefa krajowej komisji ds. Płacy minimalnej, jest to siedmiokrotność obecnej stopy inflacji, która spadła do 2,85 proc. pod koniec listopada.

 

Nawet fakt, że w ostatnich latach przemysł odzieżowy w Stanach znacznie się skurczył, fabryki odzieży pozostają jego całkiem sporą częścią – tak wynika ze śledztwa dziennikarskiego przeprowadzonego przez „New York Times”. Dziennikarze przyjrzeli się kalifornijskiej firmie Fashion Nova znanej z błyskawicznego kopiowania strojów, jakie noszą celebrytki i celebryci oraz z nadmiernie seksualizujących reklam publikowanych na Instagramie. Szybka reakcja to sukces? Wygląda na to, że tak – jeśli Kim Kardashian albo Cardi B pojawia się publicznie, to niemal od razu możemy kupić sobie tanie odpowiedniki ich stylizacji – właśnie przez zakupy w Fashion Nova. Tylko że tempo ma swoje koszty i żeby nadążać za celebrytkami, firma zleca przygotowanie ubrań w USA, najwięcej zaś w Los Angeles.  Nie inaczej jest w przypadku Fashion Nova. Times podał, że amerykański Departament Pracy przeprowadził dochodzenie między 2016 a 2019 rokiem, które wykazało, że szwaczki zatrudnione w Fashion Nova zarabiały zaledwie 2,77 dolara na godzinę. Minimalna płaca w Kalifornii wynosi obecnie 12 dolarów za godzinę dla pracodawcy, która zatrudnia 26 i więcej pracowników. Ile w tej sytuacji oszczędza firma na pracy pracowników? Szacuje się, że w grę wchodzi zaległe 3,8 mln dolarów. Jedna z pracownic Fashion Nova pracująca w fabryce Coco Love powiedziała dziennikarzom Timesa, że za każdą część uszytego przez siebie ubrania zarabia zaledwie kilka centów, np. za doszycie rękawa – 4 centy. Aby zarobić średnio około 270 dolarów tygodniowo, musiała pracować 7 dni w tygodniu w odrażających warunkach. „Były karaluchy, były szczury. Warunki nie były dobre” , cytuje kobietę Times. Fashion Nova zaprzecza – ale czego innego się spodziewaliśmy? W Los Angeles jest wiele fabryk znanych z tego, że zatrudniają za śmiesznie niską pensję.

Airbus jest na dobrej drodze by zakończyć 2019 r. z wszystkimi głównymi programami cywilnych samolotów wykazującymi wskaźnik book-to-bill na poziomie powyżej 1, donosi Reuters. Christian Scherer, szef działu sprzedaży odrzutowców komercyjnych zasugerował, że w roku, w którym nastąpiły napięcia handlowe i taryfy w USA, Airbus osiągnął dobre wyniki, które mogą zaowocować sprzedażą brutto 1000 samolotów. Dodał jednak, że cła handlowe stanowią „bardzo poważny problem” dla klientów linii lotniczych.

Jeffrey David zarabiał 30 tys. dolarów miesięcznie na posadzie w koszykarskim klubie Sacramento Kings, ale to było mało. Dzięki fałszerstwu obracał milionami. Sprawa wyszła na jaw przypadkiem. Przez lata nikt nie zorientował się, że coś jest nie w porządku. Jeffrey David wykorzystał swojego pracodawcę i ukradł 13,4 mln dolarów. Jego pracodawcą był klub NBA Sacramento Kings, a on sam – głównym księgowym. David w styczniu 2019 roku przyznał się do oszustwa i zarzucanych mu czynów. Jego plan był prosty, a pracownik Kings wykorzystał dostęp do klubowych kont. Podmienił numer rachunku w pismach skierowanych do sponsorów. Ci, nieświadomi, przelewali pieniądze zgodnie z umowami, a te trafiały do nieuczciwego księgowego. Proceder trwał od października 2012 roku do lipca 2016.  Księgowy żył jak król. Postawił nowy dom w południowej Kalifornii, płacił za wynajem prywatnego odrzutowca i spłacił karty kredytowe. – To było bezczelne oszustwo, fałszerstwo, kradzież danych, pranie pieniędzy. David popełnił także przestępstwo polegające na instruowaniu znajomego, jak zniszczyć dowody – powiedział prokurator McGregor Scott dla “Sacramento Bee”.  Wszystko wyszło na jaw, kiedy w połowie 2018 roku David – po 7 latach pracy dla Kings – przeniósł się do Miami Heat. Popełnił błąd, bo nie wyczyścił starego komputera.  Oszust dostał 7 lat.

Opracował: Sławek Sobczak