Nieprawdopodobna reasumpcja notowań niklu na londyńskiej giełdzie
Na Londyńskiej Giełdzie Metali (LME) doszło do niewiarygodnego skoku notowań kontraktów na nikiel. Ten niezwykle użyteczny metal kosztował w porywach 100 000 dolarów za tonę, wydatnie zwiększając wartość wewnętrzną każdej polskiej 10-groszówki. Później jednak LME wstecznie anulowała dzisiejsze transakcje. Zwykle notowania niklu nie przykuwają uwagi szerszej publiczności. Jednakże w ciągu ostatnich 24 godzin metal ten miał swoje wielkie 5 minut. Jeszcze w piątek jego kurs po raz pierwszy od 2008 roku przekroczył barierę 30 000 USD/t. Cena niklu przez poprzednie tygodnie wzrosła o ponad 50% ze względu na fakt, że rosyjski kombinat Norilsk Nickel odpowiada za ok. 14% światowych dostaw tego metalu. Obawiano się, że rosyjski eksport może zostać objęty embargiem, co miałoby fatalne skutki dla podaży surowca. Ale prawdziwe szaleństwo wydarzyło się w poniedziałek, kiedy to kontrakty na nikiel na LME podrożały o 67 proc., osiągając pułap ponad 55 000 USD/t, przebijając – zdawało się – niebotyczny rekord z 2007 roku. Na rynku mówi się, że był to tzw. short squeeze – czyli paniczne lub wymuszone przez brokera zamykanie krótkich pozycji z powodu niedostatecznego depozytu zabezpieczającego (tzw. margin call).
Jak donosi Bloomberg, w efekcie gwałtownego wzrostu cen straty części uczestników rynku były tak duże, że LME zezwoliła im na opóźnienie w uzupełnianiu depozytu zabezpieczającego. Według Bloomberga wśród najmocniej dotkniętych stratami instytucji jest CCBI Global Markets – spółka zależna China Construction Bank, czyli jednego z największych banków chińskich. Według agencji CGBI GM musi dopłacić „setki milionów dolarów”.
Jeszcze silniejszy cios dla posiadaczy krótkich pozycji nadszedł we wtorek o poranku, kiedy to notowania niklu chwilowo przekroczyły poziom 100 000 USD/t. Handel na LME wstrzymano do końca dnia przy ostatnim kursie na poziomie przeszło 81 tysięcy dolarów za tonę. LME zdecydowała się anulować wszystkie transakcje kontraktami na nikiel dokonanymi we wtorek 8 marca. Ponadto odroczyła termin fizycznej dostawy niklu dla kontraktów wykonywanych w dniu 9 marca (tj. jutro). To niespotykana zmiana warunków wcześniej zawartych umów, kwestionująca wiarygodność LME i zawieranych na niej transakcji. Oznaczałoby to też, że cen rzędu 60-100 tysięcy dolarów za tonę niklu nigdy nie było, choć wszyscy je widzieli.
Nikiel jest srebrzystobiałym metalem o lekko złotym zabarwieniu. Charakteryzuje się wysoką twardością i ciągliwością. Metal używany jest głównie do produkcji stopów, przede wszystkim przy wytwarzaniu stali nierdzewnej. Ale ze stopów niklu wytwarza się monety obiegowe. Z miedzioniklu wykonane są m.in. polskie monety o nominałach od 10 gr do 1 zł. W rezultacie niedawnego skoku notowań niklu metal zawarty w polskiej 10-groszówce warty jest więcej, niż wynosi wartość nominalna tej monety. Trudno o lepszy przykład tego, jak inflacja w długim okresie czasu niszczy wartość fiducjarnego pieniądza. W latach 70. XX wieku z obiegu zniknęły srebrne monety 25- i 50-centowe w Stanach Zjednoczonych, ponieważ ich wartość wewnętrzna byłą wyższa od nominalnej. Dekadę temu podobny los spotkał mosiężne jednogroszówki. Teraz najwyraźniej przyszła pora na miedzioniklowe monety zdawkowe. Jak tak dalej pójdzie, to inflacja wyeliminuje z obrotu wszystkie metalowe pieniądze w myśl prawa Kopernika-Greshama: gorszy pieniądz wypiera lepszy. Tym gorszym teraz może stać się pieniądz elektroniczny, całkowicie oderwany od jakichkolwiek ograniczeń ilościowych stojących teraz przy pieniądzu gotówkowym.
Raport walutowy
W ciągu ostatnich 24 godzin kurs euro trzy razy atakował rekordowo wysoki poziom 5 zł. Póki co nie został on trwale przekroczony, ale nie ma żadnej gwarancji, że tak się nie stanie. Polski złoty jeszcze nigdy nie był tak słaby. W poniedziałek kurs euro dotarł do granicy 5 zł, której nie osiągnął nigdy wcześniej. Frank szwajcarski praktycznie zrównał się ceną z euro i także kosztował niemal 5 zł. Kurs dolara amerykańskiego przekraczał 4,61 zł i był najwyższy od ponad 21 lat. Była to pochodna trwającego już kryzysu energetycznego oraz ucieczki kapitału do tzw. bezpiecznych przystani. Złotemu nie pomaga też ani bardzo wysoka inflacja w Polsce, ani fakt, że z dnia na dzień staliśmy się krajem przyfrontowym z ambicjami do stania się krajem frontowym. Ewakuację zagranicznego kapitału z Polski było widać nie tylko na rynku złotego, ale też na rynku długu, gdzie doszło do gwałtownej wyprzedaży obligacji skarbowych.
Przed południem polska waluta wydatnie się umocniła. Kurs euro do godziny 11:30 spadł do 4,8735 zł, czyli o przeszło 9 groszy względem poniedziałku. Dolar potaniał o ponad 10 groszy, osiągając cenę 4,4766 zł. Frank szwajcarski notowany był po 4,8250 zł, a więc o ponad 12 groszy niżej niż dzień wcześniej. Po południu poznamy komunikat z Rady Polityki Pieniężnej, po którym oczekuje się mocnej podwyżki stóp procentowych. Niektórzy ekonomiści mówią o ruchu rzędu 100 pb., ale większość zakłada „standardową” podwyżkę o 50 pb. Jeśli rada podniesie koszty kredytu tylko o 50 pb., rynek walutowy może zareagować negatywnie i może dojść do jeszcze głębszego osłabienia złotego.