Horrendalnie droga ropa nieco tańsza
Zapasy ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych spadły o 2,5 mln baryłek do 413,4 mln w tygodniu kończącym się 18 marca – podała w środę w swoim najnowszym raporcie amerykańska Agencja Informacji Energetycznej. Teoretycznie dane wspierające wzrosty nie były w stanie utrzymać rynku przed dalszym cofnięciem, gdy inwestorzy oceniali potencjał nowej podaży na napiętych rynkach w obliczu perspektyw nowego porozumienia z Iranem. Kontrakty na ropę naftową spadły nieco w czwartek, gdy inwestorzy oceniali potencjał nowej podaży na napiętych rynkach w obliczu perspektyw nowego porozumienia z Iranem. Wsad do rafinerii ropy wyniósł średnio 15,9 mln baryłek dziennie, o 276 tys. baryłek dziennie więcej niż w poprzednim tygodniu, a rafinerie pracowały na 91,1 proc. swoich możliwości. Import ropy naftowej wyniósł średnio 6,5 mln baryłek dziennie, co oznacza wzrost o 92 tys. baryłek dziennie w porównaniu z poprzednim tygodniem.
Czwartkowa sesja mimo spadkowego akcentu nadal nie przypomina silnych korekt w stosunku do wysokich cen surowca. Ceny ropy WTI utrzymują się nadal na rejonie 114 – 115 dolarów za baryłkę, zaś perspektywa wzrostu do 120 dolarów nadal jest bardzo duża. Chwilowe zawahanie cen kontraktów powstało wtedy, gdy doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan powiedział, że Stany Zjednoczone i ich sojusznicy poczynili postępy w rozmowach na temat irańskiego programu nuklearnego, ale problemy pozostają. Inwestorzy spoglądają w kierunku dalszych rozmów krajów OPEC. Według analityków inwestorzy nadal martwią się o potencjalne dodatkowe sankcje wobec Rosji, które prezydent USA Joe Biden mógłby uzgodnić z przywódcami europejskimi podczas zapowiedzianej wizyty na kontynencie. Przypomnijmy, że Rosja jest drugim co do wielkości eksporterem ropy naftowej na świecie.
Moskwa (na razie) radzi sobie z sankcjami Zachodu
W czasie paniki bankowej depozyty Rosjan skurczyły się o 1,2 bln rubli. Ale run na banki trwał dość krótko. I choć według prognoz zachodnich analityków rosyjska gospodarka tonie pod naporem sankcji, to właśnie ich zaostrzenie i uszczelnienie ma być jednym z tematów rozmów prezydenta USA Joe Bidena z przywódcami krajów UE. Joe Biden przylatuje do Europy w czwartek i ma wziąć udział w pilnym szczycie NATO, a także spotkać się z przywódcami UE. I już w czwartek, równo miesiąc od wybuchu wojny w Ukrainie, ma ogłosić kolejny pakiet sankcji dla Rosji. Tak przynajmniej informował doradca prezydenta do spraw bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan. Rynek spekulował wcześniej, że USA będą namawiać kraje Unii do pójścia w swoje ślady, czyli wprowadzenia embarga na rosyjską ropę i gaz. Taki pomysł popiera m. in. Polska, ale sprzeciwiają mu się Niemcy czy Włochy. Embargo na rosyjską ropę miałoby zadać decydujący cios rosyjskiej gospodarce, która – mimo izolowania w światowym systemie finansowym i exodusu wielu zachodnich firm – nadal funkcjonuje względnie normalnie.
Amerykańska administracja nie jest w pełni zadowolona z efektów dotychczas prowadzonych działań. Co prawda prognozy dla rosyjskiej gospodarki są złe, np. S&P Global Market Intelligence ocenia, że w ciągu czterech kwartałów tego roku rosyjski PKB skurczy się o jedną piątą, a sam Bank Rosji spodziewa się szoku inflacyjnego. Ale to niczego nie zmienia w nastawieniu Kremla do prowadzenia wojny na Ukrainie.
Poza tym po pierwszym uderzeniu rosyjski system finansowy, który jako pierwszy miał zostać znokautowany przez zachodnie obostrzenia, zdaje się krzepnąć, a CBR, czyli bank centralny Rosji, kontrolować sytuację. Panika bankowa, jaka wybuchła po najeździe Rosji na Ukrainę, trwała stosunkowo krótko. Widać to w danych pokazujących, jak się zmieniała wartość gotówki w obiegu w Rosji w tym roku. To z nich właśnie wynika, że run na bankomaty był drugiego dnia wojny – 25 lutego z systemu bankowego wyparowało 1,4 bln rubli. To rzeczywiście gigantyczna kwota, w zestawieniu z całego miesiąca depozyty Rosjan uszczupliły się o 1,2 bln rubli. Według The Times tak dużych wypłat gotówki nie było w Rosji od czasów upadku Związku Radzieckiego.
Tyle, że w ciągu kolejnych dni sytuacja stopniowo zaczęła się uspokajać. Bank Rosji zrobił to, co zawsze robi się w obliczu kryzysu bankowego, a więc skokowo podniósł stopy procentowe i zaczął dolewać płynności do systemu bankowego. I opanował pożar, od 9 marca paniki już nie ma, a Rosjanie znów zaczęli wpłacać pieniądze do banków. Bank Rosji wykorzystuje też metody administracyjne w zarządzaniu kryzysem. Na przykład znacznie ograniczył wypłaty dewiz z lokat walutowych swoich obywateli. Zgodnie z postanowieniem rosyjskiego banku centralnego klienci rosyjskich banków komercyjnych mogą wypłacić ze swoich lokat walutowych do 10 tys. dolarów. Niezależnie od tego, w jakiej walucie został założony depozyt, wypłata będzie mogła nastąpić jedynie w dolarach. Powyżej tej kwoty, wypłacić pieniądze z depozytów walutowych będzie można tylko w rublach. Do tego bankom zabroniono sprzedaży walut. Powód? Zapewne chęć uniknięcia tzw. dolaryzacji kraju i utrzymanie kontroli nad swoim system finansowym.
Nieszczelność sankcji manifestuje się w jeszcze jeden sposób: kursem rubla. Po wybuchu wojny, a właściwie po zapowiedzi izolowania Rosji w światowym systemie finansowym, kurs dolara wzrósł z niespełna 80 rubli do 150 dolarów. Pik mieliśmy 7 marca – i od tamtej pory rubel zaczął się umacniać. Teraz dolar kosztuje już około 98 rubli. Co się mogło stać? Zbieżność dat – końca paniki bankowej i początku odrabiania strat rubla – nie jest pewnie przypadkowa. Sankcje Zachodu okazały się nie tak bardzo dotkliwe, jak się to wydawało na samym początku. Owszem, CBR został odcięty od połowy swoich rezerw walutowych, co mocno pogorszyło jego zewnętrzną stabilność (stąd osłabienie rubla). Ale w najlepsze je odbudowuje, bo Rosja bez większych problemów nadal sprzedaje swoje najważniejsze produkty: ropę i gaz (dlatego rubel zaczął zyskiwać). Na dodatek odcięcie rosyjskich banków komercyjnych od międzynarodowego systemu wymiany informacji o transakcjach SWIFT też okazało się dość umowne. Bo zrobiono wyjątek dla największego w Rosji Sbierbanku, a także dla Gazprombanku, będącego własnością paliwowego potentata, czyli Gazpromu. Właśnie po to, by móc rozliczać bez przeszkód sprzedaż surowców. Nawet zakaz rozliczania transakcji w dolarach, wprowadzony przez USA, da się obejść, co pokazały ostatnie dni. Rosja bez większych problemów spłaca odsetki od swoich dolarowych obligacji, co sprawiło, że oczekiwania tzw. technicznej niewypłacalności Rosji okazały się płonne.