Na Wall Street bez kontynuacji piątkowych wzrostów
Dobrze zapowiadająca się poniedziałkowa sesja przyniosła kontynuację zeszłotygodniowych spadków na nowojorskich giełdach. Na Wall Street od początku roku trwa regularna bessa. Po otwarciu S&P500 zyskiwał nawet 1 proc., jednak w drugiej części sesji znalazł się pod kreską. Końcówka sesji przyniosła pogłębienie spadków. Finalnie S&P500 zakończył dzień ze stratą 0,84 proc. i na poziomie 3 830,85 pkt. Nasdaq poszedł w dół o 0,81 proc., schodząc do 11 360,05 pkt. Dow Jones po utracie 0,69 proc. finiszował z wynikiem 31 072,61 pkt. Nie udała się zatem próba kontynuacji piątkowego odbicia, kiedy to S&P500 zyskał prawie 2 proc. i przerwał trwającą pięć sesji spadkową serię. Zatem wciąż nie zobaczyliśmy porządnego wakacyjnego odreagowania, na które giełdowe byki nastawiały się już od maja. Póki co na Wall Street karty rozdają niedźwiedzie.
Te w poniedziałek miały kilka atutów. Po pierwsze, mocno niepokoją wieści z Europy. Według agencji Reuters rosyjski państwowy monopolista Gazprom miał zapowiedzieć wstrzymanie dostaw gazu do Europy, powołując się na klauzulę „siły wyższej”. Przypomnijmy, że 14 lipca rozpoczął się zaplanowany wcześniej regularny przegląd gazociągu Nord Stream 1, co wiąże się z czasowym wtrzymaniem przesyłu „błękitnego surowca”. Po drugie, według źródeł Bloomberga Apple planuje ograniczenie zatrudniania nowych pracowników oraz przycina wydatki rozwojowe. To dość klarowny sygnał sugerujący, że światowa gospodarka znalazła się w recesji. Akcje Apple’a potaniały o ponad 2 proc.. Po trzecie, złe wiadomości nadeszły od amerykańskich deweloperów. Indeks NAHB mierzący koniunkturę w branży mieszkaniowej w lipcu odnotował spadek do 55 punktów z 67 pkt. odnotowanych w czerwcu i rynkowego konsensusu na poziomie 656 pkt. To znak, że silny wzrost oprocentowania kredytów hipotecznych uderzył w branżę budowlaną mocniej, niż się tego spodziewali analitycy i inwestorzy.
Broniły się za to akcje banków. Notowania Goldman Sachs poszły w górę o 2,5 proc. po publikacji wyników za II kwartał. Niemal 50-procentowy spadek zysku netto okazał się bowiem mniejszy od oczekiwań rynku. Kurs akcji Bank of America pozostał bez większych zmian po tym, jak wyniki za II kw. pobiły rynkowy konsensus. Rynek akcji wciąż jest zaniepokojony nienotowaną od wielu dekad bardzo wysoką inflacją cenową. Zmusza ona banki centralne do panicznego podnoszenia stóp procentowych i nagłego zerwania z polityką zerowych kosztów kredytu i „drukowania” pieniędzy (QE). Bankierzy centralni są mocno spóźnieni z normalizacją polityki monetarnej i teraz muszą ją zacieśniać w obliczu nadchodzącej recesji i giełdowej bessy. Oczekuje się, że na lipcowym posiedzeniu Fed dokona drugiej z rzędu podwyżki stopy funduszy federalnych o 75 pb.
Dramat Amerykanów zarabiających minimalne stawki
Z analizy EPI wynika, że wartość federalnej płacy minimalnej jest najniższa od ponad sześciu dekad. Pomimo że władze stanowe w większości zdecydowały się na podniesienie minimum, Kongres wciąż nie podejmuje podobnych działań. Według analizy Economic Policy Institute przeprowadzonej na podstawie wskaźnika cen konsumpcyjnych (CPI) wartość federalnej płacy minimalnej jest najniższa od 66 lat. Biorąc pod uwagę wartość wskaźnika na czerwiec, obecna płaca minimalna na poziomie 7,25 USD za godzinę jest warta mniej niż w jakimkolwiek momencie od lutego 1956 roku. Amerykański pracownik zarabiający federalną pensję minimalną w wysokości 7,25 USD zarabia 27,4 proc. mniej w ujęciu skorygowanym o inflację niż w lipcu 2009 roku, kiedy płaca minimalna została ostatnio podniesiona, i 40,2 proc. mniej niż pracownik w lutym 1968 roku.
Jak widać, w latach 60. XX wieku przeprowadzono cykl podwyżek federalnej płacy minimalnej. Rozszerzono ją o branże takie jak rolnictwo, domy opieki, restauracje i inne branże usługowe. Wcześniej istniała znaczna asymetria na rynku, szczególnie w odniesieniu do Afroamerykanów. Wówczas zastosowanie federalnej płacy minimalnej zmniejszyło nierówności wewnętrzne. Jednakże w ostatnich latach niepowodzenie Kongresu w regularnym podnoszeniu minimum zmniejszyło rzeczywistą wartość federalnej płacy minimalnej i na nowo pogorszyło rasowe różnice w zarobkach. Eksperci przekonują, że społeczny wymiar działań, które ponad sześć dekad temu pozwoliły na znaczne zmniejszenie różnic na tle rasowym, jest obecnie minimalizowany. Oznacza to, że nierówności mogą ponownie wzrosnąć, zaprzepaszczając wysiłki rządu zmierzające do ujednolicenia rynku i zwiększenia szans na rozwój gospodarczy Afroamerykanów. W lutym 1968 roku nastąpił historyczny szczyt wartości płacy minimalnej, co również pokazuje poniższy wykres. Jak widać, od 2009 roku, a więc od kryzysu finansowego, asymetria na rynku amerykańskim się pogłębia.
Pomimo że Kongres nie podejmuje, zdaniem wielu, wymaganych działań, płace minimalne podnoszone są na poziomie stanowym. Już 30 stanów i prawie 50 miast i hrabstw uchwaliło wyższe płace minimalne. Według najnowszych informacji hawajscy ustawodawcy postanowili podnieść płacę minimalną w swoim stanie do 18 dolarów do 2028 roku. W Nowym Jorku rozważany jest pomysł podniesienia minimalnej płacy do 20 dolarów za godzinę. Jak wskazują eksperci z Economic Policy Institute, podniesienie federalnej płacy minimalnej do poziomu 15 dolarów istotnie poprawiłoby dochody milionów pracowników, przede wszystkim z nisko opłacanej branży usługowej (m.in. gastronomia, handel detaliczny, niektórzy pracownicy opieki zdrowotnej). Pomimo że Administracja Biden-Harris zadecydowała o podniesieniu minimalnej płacy do 15 dolarów za godzinę, zmianami nie objęto wielu pracowników, m.in. z wymienionych powyżej branż. Może to być konieczne nawet pomimo trudnych warunków gospodarczych, gdyż prezydent cieszy się coraz mniejszą popularnością wśród wyborców.
Pomimo negatywnych odczytów utrzymujących się przez minione miesiące, sytuacja w USA zdaje się powoli normować. Co prawda ceny wciąż utrzymują się na wysokim poziomie, a reperkusje na rynku nieruchomości będą odczuwalne jeszcze długo, jednakże pojawiają się względnie pozytywne prognozy. Na uwagę zasługuje szczególnie wskaźnik konsumpcji, który wykazuje pewien optymizm. Według ankiety przeprowadzonej przez Bank Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku konsumenci wciąż wierzą, że Fed jest w stanie opanować inflację, stabilizując gospodarkę. Szacuje się, że gospodarka może zwolnić, jednakże stabilność cen zostanie przywrócona. Według analityków Citi inflacja w USA osiągnęła już szczyt. Tegorocznych odczytów nie widziano od czasu od kryzysu naftowego. Głównym czynnikiem wpływającym na wskaźnik był wzrost cen surowców energetycznych. Za spadek ma odpowiadać głównie wygaśnięcie szoków podażowych. Pomimo że w USA inflacja jest najwyższa od 40 lat, gospodarka jest w lepszej kondycji, niż zazwyczaj opisuje się w mediach. Oczywiście odczuwalne są przede wszystkim rosnące koszty życia oraz energii. W średniej i długiej perspektywie kluczową rolą będzie przywrócenie wiarygodności bankom centralnym, co wpłynie na stabilizację całego systemu finansowego.