Świat by nie zginąć musi wyłożyć biliony
Od podpisania porozumienia paryskiego w 2016 roku, na mocy którego wiele krajów ONZ zobowiązało się do osiągnięcia zerowej emisji netto gazów cieplarnianych do 2050 roku, działania na rzecz klimatu nabierają tempa. Jednak okres najsilniejszej intensyfikacji aktywności na rzecz stworzenia zielonej niskoemisyjnej gospodarki światowej dopiero przed nami. Takie działania wymagają jednak dużych nakładów. MFW szacuje, że świat potrzebuje dodatkowych 6-10 bln dolarów na zielone inwestycje, aby złagodzić zmiany klimatyczne. Państwa członkowskie Unii Europejskiej zobowiązały się na szczeblu ONZ do osiągnięcia zerowej emisji netto gazów cieplarnianych do 2050 roku. Tym samym UE ma się stać pierwszą zieloną gospodarką na świecie. Nie oznacza to jednocześnie, że reszta państw globu nie jest poddana wymogom klimatycznym. Wszystkie państwa ONZ zobowiązały się do przedstawienia długofalowego planu na rzecz przeciwdziałania negatywnym zmianom klimatycznych do 2020 r., a następnie jego realizowanie. Aczkolwiek UE jest w rzeczy samej głosem przewodnim w tej sprawie.
Warunkiem sine qua non jest osiągnięcie zerowej emisji netto w sposób jednocześnie sprzyjający wzrostowi gospodarczemu. Ten kompromis leży u podstaw narodowych i ponadnarodowych strategii klimatycznych. MFW wskazuje, że strategie klimatyczne najbardziej wpływowych gospodarek na świecie – grupy państw G20 – składają się z trzech elementów: cen emisji CO2, zielonych inwestycji i środków na rzecz sprawiedliwej transformacji. Ceny emisji w strategiach klimatycznych przybierają różne formy: podatek węglowy, system handlu uprawnieniami do emisji, regulacje na poziomie sektorowym. Ten element składowy polityk klimatycznych jest kluczowym i skutecznym narzędziem w celu dekarbonizacji gospodarki. Rosnące koszty wysokoemisyjnych źródeł energetycznych zachęcają państwa i ich podmioty do inwestowania w niskoemisyjne (atom) lub odnawialne źródła energii. Ceny emisji wymuszają przemiany klimatyczne, gdyż uderzają bezpośrednio w konkurencyjność gospodarki danego państwa. Drugim kluczowym elementem strategii klimatycznej są zielone inwestycje, które mają zapewnić transformację systemów energetycznych polegającej na finansowaniu przejścia z paliw kopalnych na odnawialne źródła energii. Budowa elektrowni wodnych, wiatrowych, fotowoltaicznych czy pozyskiwanie energii z biomasy to działania wymagające dużych nakładów inwestycyjnych. Ważne są również inwestycje takie jak tworzenie większej liczby stacji ładowania pojazdów elektrycznych. Ich szersza dostępność może wpłynąć na wyższy udział samochodów elektrycznych w ogóle sprzedaży samochodów na świecie.
Międzynarodowa Agencja Energetyczna szacuje, że około 30% dodatkowych inwestycji na całym świecie pochodzić będzie ze źródeł publicznych, do odpowiada 2-3% rocznego PKB w latach 2021-2030. Reszta, czyli 70% to sektor prywatny. Sprawiedliwa transformacja na szczeblu krajowym polega na ochronie grup społecznych, których dochody rozporządzalne uzależnione są od energetyki wysokoemisyjnej. Mowa tu na przykład o górnikach. Natomiast na szczeblu międzynarodowym, wsparcie finansowe dotyczyć będzie państw rozwijających się, które ponoszą najwyższe koszty transformacji energetycznej i jednocześnie mają niewielkie możliwości finansowania ze środków publicznych, jak i prywatnych działań na rzecz zielonej gospodarki. Wszystkie trzy komponenty – ceny emisji, zielone inwestycje, sprawiedliwa transformacja – w połączeniu mają stopniowo konfigurować źródła energii wykorzystywane w gospodarkach na całym świecie. Choć ceny emisji polegają na regulacjach rządowych lub ponadnarodowych, to zielone inwestycje i sprawiedliwa transformacja wymagają poniesienia wysokich nakładów, z których korzyści polityczne widoczne są w długim terminie. Dlatego tak ważna jest rola obecnych decydentów politycznych, którzy – zważywszy na długookresowość zwrotu nakładów z zielonych inwestycji – mogą nie być chętni do działań w sektorze energetycznym w celu niwelowania negatywnych zmian klimatu.
Brytyjczycy buntują się na ulicach
Po trzech dekadach względnego spokoju Wielka Brytania znowu jest ośrodkiem strajków pracowniczych. Rośnie również niezadowolenie w społeczeństwie związane ze wzrostem cen energii. Powstają oddolne inicjatywy, takie jak Don’t Pay UK czy Enough is Enough. Odradzają się związki zawodowe, pomimo że poziom uzwiązkowienia w ostatnich latach spadał. Strajki w Wielkiej Brytanii dotyczą jednak nie tylko konkretnych grup zawodowych. Wielka Brytania od tygodni zmaga się z falą strajków, które obejmują m.in. sektor transportu, radę miejską, szeroką gamę firm prywatnych czy nawet izbę kryminalną. Ludzie buntują się, gdy wartość przeciętnych wynagrodzeń spada od 12 lat, a ceny energii są rekordowe . Duży wpływ na niezadowolenie ma kwestia związana z pandemią. Po trudnym okresie przedłużających się lockdownów ludzie zmagają się z podwyższoną inflacją. Realne płace spadają, a atak Rosji na Ukrainę wywindował ceny wielu artykułów. Na obecnej sytuacji zyskuje wiele korporacji, szczególnie Big Oil, jednak nie przekłada się to na wzrost wynagrodzeń pracowników. Ten gniew „pochodzący z dołu” wynika również z rekordowych wypłat akcjonariuszy. Na pandemii zyskały również porty, co po raz kolejny nie wpłynęło to na zarobki szeregowych pracowników.
Oprócz strajków w konkretnych branżach pojawiają się również zbiorcze protesty obrazujące ogólne niezadowolenie z działań rządu. Osoby zaangażowane w wydarzenia zarzucają najczęściej brak działań zmierzających do obniżenia kosztów życia. Kampania Enough is Enough wzywa do anulowania jesiennych podwyżek cen energii. To dopiero początek, gdyż zimą Brytyjczycy mają płacić rekordowe rachunki. Kolejne podwyżki zaplanowano na styczeń. Według oficjalnych danych liczba osób zgłaszających się do Biura Porad Obywatelskich wzrosła ponad trzykrotnie w ciągu roku. Enough is enough wzywa także do podwyżek w sektorze publicznym, tak aby płace nadążały za inflacją. Celem jest ustanowienie minimalnej stawki godzinowej na poziomie 15 GPB. Obecna stawka płacy minimalnej dla osób dorosłych w wieku 23 lat i starszych wynosi 9,50 GBP. Coraz więcej osób dołącza także do inicjatywy Don’t Pay UK. Polega ona na masowym anulowaniu poleceń zapłaty za gaz i energię elektryczną w proteście przeciwko rządowi. Osoby stojące na czele Don’t Pay UK twierdzą, że szersze działania zostaną podjęte, gdy do akcji zgłosi się milion osób. Inicjatorzy liczą na powtórzenie sytuacji, które przed laty pomogły obalić rząd Margaret Thatcher, gdy 17 milionów ludzi odmówiło zapłaty. Ruch Don’t Pay UK został założony przez grupę anonimowych przyjaciół, którzy jako pierwsi rozpowszechniali ulotki podczas demonstracji związków zawodowych w czerwcu. Pomimo kontrowersyjnej nazwy od tamtej pory dołączyło do niego kilkaset tysięcy Brytyjczyków. Nowe pokolenie liderów związków zawodowych wykorzystuje nowoczesne media, docierając do szerszego grona odbiorców. W 1995 roku prawie co trzeci pracownik był zrzeszony w jakimś związku zawodowym, a w 2021 roku już trochę mniej niż co czwarty. Pomimo że wciąż stosunkowo mały odsetek pracowników dołącza do związków, ich aktywność w ostatnich latach rosła.
Jednak porównywanie obecnej sytuacji z latami 70. XX wieku jest nad wyraz przesadzone. Przede wszystkim mowa o zupełnie innych warunkach geopolitycznych. Przez ostatnie lata gospodarka zmagała się z problemami, które pięć dekad temu wydawały się nierealne. Związkowcy i pracownicy kierują się również innymi motywami, starając się w istocie osiągnąć to samo – poprawę warunków pracy oraz wzrost wynagrodzeń. Aktualnie pracownicy są dużo bardziej świadomi warunków politycznych czy kondycji przedsiębiorstwa, w którym pracują. Powszechny dostęp do Internetu pozwala na uzyskanie informacji w ciągu kilku minut. W odpowiedzi na falę strajków, która dotyka Wielką Brytanię ustanowiono prawo wymierzone w związki.