Amerykanie żonglują kartami kredytowymi na potęgę

„Spirala zadłużenia” jest określeniem coraz częściej pojawiającym się w amerykańskich mediach. Drastycznie rośnie popularność kart kredytowych. Te coraz częściej są wykorzystywane do opłacenia podstawowych rachunków.  Amerykańscy konsumenci zmagają się z rosnącymi cenami energii oraz wzrostem stawek czynszu. Coraz częściej posługują się kartami kredytowymi, co prowadzi do rosnącego zadłużenia. Według danych pochodzących z Rezerwy Federalnej dotyczących kredytów konsumenckich, w sierpniu tego roku całkowite zadłużenie konsumentów osiągnęło rekordowy poziom 4,68 bln USD. W ósmym miesiącu 2022 roku całkowite zadłużenie wzrosło o 8,3% r/r. W skali miesiąca był to wzrost o 6,8%. Dane rejestrowane przez Rezerwę Federalną obejmują zadłużenie z tytułu kart kredytowych, pożyczek studenckich i kredytów samochodowych. Nie uwzględniają natomiast zadłużenia hipotecznego. Jeśli doliczy się do tej sumy zadłużenie z tytułu kredytów hipotecznych, wówczas zadłużenie amerykańskich konsumentów wynosi ponad 16 bln USD. Tylko w pierwszych ośmiu miesiącach bieżącego roku zadłużenie obywateli USA rosło o ponad 31 mld USD miesięcznie. W warunkach wysokiej inflacji problemy Amerykanów ulegają pogłębieniu, osiągając niebagatelne wyniki, a obecna sytuacja jest o wiele gorsza niż w pandemicznym 2020 roku. Rośnie zadłużenie gospodarstw domowych, a obywatele USA coraz częściej sięgają po słynne karty kredytowe, aby uregulować podstawowe rachunki. Widać to m.in. po zmianach pojawiających się na tamtejszym rynku nieruchomości.

„Popularność” kart kredytowych w amerykańskim społeczeństwie można śledzić za pomocą wartości kredytu odnawialnego. Całkowity dług odnawialny wynosi obecnie 1,154 bln USD – znacznie powyżej rekordu sprzed pandemii. Średnie oprocentowanie kart kredytowych przekroczyło rekordowy poziom 17,87% ustalony w kwietniu 2019 roku. Średnie roczne stopy procentowe wynoszą obecnie 18,45%. Wzrost odnotowano także w przypadku kredytu nieodnawialnego. W sierpniu jego wartość zwiększyła się o 15 mld USD, co stanowi wzrost o 5,2% w skali roku. Wobec tego całkowita wartość kredytu nieodnawialnego wynosi obecnie 3,526 bln USD. Jeśli Fed wciąż nie zakończył cyklu podwyżek stóp procentowych, długi Amerykanów, którzy są uzależnieni od kart kredytowych, aby zapłacić własne rachunki, jeszcze się pogłębią. Wraz ze wzrostem stóp rosną także odsetki oraz płatności minimalne. W rezultacie coraz więcej osób powiększa swoje saldo kredytowe. Według raportu CreditCards.com 60% amerykańskich konsumentów przyznaje, że używa kart kredytowych od co najmniej roku. Jest to wzrost o 50% w skali roku. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy wzrósł odsetek osób, które są zadłużone od co najmniej dwóch lat. Jeszcze w 2021 roku było to 32% wobec 40% odnotowanych w ostatnich tygodniach.

Mówi się, że karty kredytowe do zmora wielu Amerykanów. W wielu przypadkach mogą okazać się przydatne, a nawet niezbędne, aby opłacić rachunki czy uregulować pilne zobowiązania. Jednak wielu mieszkańców USA zadłuża się zbyt gwałtownie i nieproporcjonalnie do własnych dochodów. Dla większości osób karty kredytowe są bardzo łatwo dostępne. Wielu amerykańskich ekonomistów uznaje, że wydatki na karty kredytowe są oznaką zdrowej gospodarki. W teorii konsumenci mają tendencję do częstszego pożyczania, gdy sytuacja gospodarcza jest względnie stabilna. Odwrotną sytuację powinniśmy natomiast obserwować, gdy warunki makroekonomiczne ulegają pogorszeniu. Wówczas entuzjazm konsumencki również ulega pogorszeniu, co ma się objawiać mniejszym zainteresowaniem, jeśli chodzi o kredyty. Niemniej jednak obecny wzrost kredytów konsumenckich nie wynika raczej ze stabilnej sytuacji. W większości przypadków pożyczki zaciągane są, aby zapłacić za mieszkanie, usługi medyczne czy po prostu, aby móc opłacić podstawowe rachunki. Dowodem na to może być raport LendingTree, według którego w ciągu ostatnich sześciu miesięcy 32% Amerykanów zapłaciło z opóźnieniem rachunki. 61% z nich podało, że powodem był brak pieniędzy na rachunku bieżącym. Pytanie zatem, kiedy zostanie osiągnięty limit i czy gospodarka wróci do względnej stabilności, zanim miliony Amerykanów wpadną w spiralę zadłużenia.

 

 

W Stanach Zjednoczonych zbliża się rewolucja mieszkaniowa

Mówi się również, że nadchodzi koniec słynnego amerykańskiego przedmieścia. Dowodem na to jest wzrost liczby ADU. To jeden z pomysłów na to, jak rozwiązać problem braku mieszkań w wybranych stanach.  Amerykańskie przedmieścia to jeden ze sposobów na planowanie miast. To również symboliczny konstrukt, który oznaczał niejako oddzielenie się od biedniejszej warstwy społeczeństwa. Działanie to było często wynikiem kwestii podziału społeczeństwa ze względu na kolor skóry. Popularność ADU (ang. Accessory Dwelling Units), zwanych również dodatkowymi jednostkami mieszkalnymi, dynamicznie rośnie. Termin można przetłumaczyć również jako „mieszkanie z akcesoriami” lub po prostu drugorzędną jednostkę mieszkaniową na działce mieszkalnej jednorodzinnej. W Polsce najbardziej adekwatną nazwą byłaby raczej „przybudówka”. Podobnie jak większość stanów, Kalifornia na początku XX wieku zakazała budowy mieszkań, w tym ADU, w większości dzielnic mieszkaniowych. Skończyło się to nasileniem segregacji, a obecnie jest pośrednią przyczyną braku ponad miliona mieszkań. Do niedawna budowa mieszkań była nielegalna od 75% do 94% obszarów mieszkalnych w miastach takich jak Los Angeles czy San Jose. W 2016 roku zalegalizowano jednak ADU. Od 2016 roku na rynku dopuszczono do użytku 60 tys. takich obiektów tylko w Golden State. Jednak to dopiero początek, gdyż kolejne stany również legalizują ADU w odpowiedzi na pogłębiający się kryzys na rynku nieruchomości. Ich popularność nazywana jest również hiperlokalnym boomem budowlanym, który według amerykańskich mediów może być początkiem końca słynnych przedmieść i niejako odwróceniem trendu amerykańskiego snu zakładającego ucieczkę z zatłoczonego centrum.

Po zalegalizowaniu ADU rynek zareagował natychmiastowo. Od 2016 do 2021 roku liczba jednostek wzrosła o 1421%. Poza 2020 rokiem, co jest wynikiem pandemii COVID-19, pozwolenia na ADU rosły od 42 do 76% każdego roku, począwszy od 2016 i jest raczej mało prawdopodobne, aby wzrost ten zwolnił w najbliższym czasie. Niemalże każdy, kto dysponuje działką na własność decyduje się na dobudowanie jednostki lub zagospodarowanie tej istniejącej. Pozwala to na wynajmowanie obiektu innej rodzinie, co stanowi dodatkowy dochód. Z uwagi na małą podaż mieszkań oraz wysokie ceny, szczególnie w Kalifornii popyt jest ogromny. Aby zobrazować skalę zjawiska, w minionym roku ADU było 1 na 7 domów prawnie „dozwolonych” w Kalifornii. Boom był jeszcze wyraźniejszy w samym Los Angeles. Liczba wydanych zezwoleń na ADU w Los Angeles wzrosła z 80 w 2016 roku do 5064 w 2021 roku, co jest wzrostem o 6230%. Obecnie 1 na 4 domy wybudowane w ubiegłym roku w mieście to ADU.

ADU nie przybiera wyłącznie jednej formy. Może to być tzw. przybudówka, niewielki domek na działce, czy sutereny. Dla wielu amerykańskich rodzin to jedyny sposób na radzenie sobie z kryzysem mieszkaniowym, a zmiana prawa została odebrana ze sporą ulgą. Standard takich nieruchomości jest zazwyczaj niski, dlatego decydują się na nie osoby, które nie radzą sobie ze spłatą kredytu hipotecznego lub innymi długami, w tym medycznymi. Dla wielu obywateli to jedyna szansa na własny kąt. Niemniej jednak same domki na podwórku lub zagospodarowane piwnice nie rozwiążą kryzysu mieszkaniowego, lecz mogą go tymczasowo zahamować. Wymagane są konkretne zmiany w prawie, aby zapanować nad kryzysową sytuacją w Kalifornii. Mówi się, że jeśli problem zostanie uregulowany tam, podobnym śladem pójdą również inne stany. Warto zaznaczyć, że w minionym tygodniu gubernator stanu Kalifornia podpisał nowelizację ustawy, według której przestrzeń mieszkalna może być zagospodarowana w witrynach, w których obecnie znajdują się zdewastowane centra handlowe i na wpół puste biura. Potencjalnie ma to się przyczynić do powstania 2,4 miliona mieszkań.